Według danych Eurostatu w Polsce na każdego mieszkańca przypada w przeliczeniu 0,6 pasażera. W Europie to 1,6 pasażera, ale różnica jest coraz mniejsza.
Jak podaje Urząd Lotnictwa Cywilnego, w drugim kwartale 2013 r. najczęściej lataliśmy do i przez Wielką Brytanię (27 proc. całego ruchu) i Niemcy – 17 proc. Pozycja tych dwóch krajów wydaje się być niezagrożona, pomimo że na polskim niebie pojawili się przewoźnicy z Bliskiego Wschodu.
Zacierają się granice pomiędzy tanimi i tradycyjnymi przewoźnikami – oczywiście nie pod względem ceny, lecz samego produktu. Coraz rzadziej na pokładach przewoźników flagowych takich jak LOT, KLM, Air France czy Lufthansa możemy już liczyć np. na darmowy posiłek, a coraz częściej dostajemy wyśmiewany batonik lub zwykłą kanapkę.
Przewoźnicy niskokosztowi coraz częściej korzystają też z głównych lotnisk, widząc tu pole walki o polskiego pasażera. Najlepiej to widać na przykładzie węgierskiego Wizzaira, który pozostał na lotnisku Chopina po tym, jak Ryanair po raz kolejny uroczyście otwierał lotnisko w Modlinie.
Sir Richard Branson powiedział kiedyś, że „najłatwiejszym sposobem, by zostać milionerem, jest zacząć jako miliarder i zainwestować w branżę lotniczą". Jednak niezależnie od tej anegdoty inwestycje w tę branżę, choć długoterminowe, opłacają się całej gospodarce.