Oczywiście, można byłoby eufemistycznie powiedzieć, że ZUS od nas pieniądze pożycza ale co to za pożyczka, którą nam zwrócą albo i nie zwrócą, nie wiadomo czy w całości i kiedy? Z pewnością każdy bank chciałby mieć klientów, którzy systematycznie wpłacają pieniądze, by później pozostawić je firmie jako spadek!
Rozmyślałem sobie jeszcze przez chwilę o masie pieniędzy, której ZUS nigdy nikomu nie wypłaci, kiedy wpadła mi w oko następna wiadomość. Okazuje się, że większość Polaków oczekuje państwowej emerytury i – jeśli chodzi o tę kwestię – mentalnie tkwi w głębokim PRL-u. Jak można się temu dziwić? Żyjemy przecież w kraju, w którym politycy straszą wyborców prywatną służbą zdrowia (której zwolennikami mają być – rzecz jasna – ich przeciwnicy). Mamy tu do czynienia z perfidnym ale niestety słusznym założeniem, że prywatna służba zdrowia kojarzy się wyborcom wyłącznie z pustym portfelem. A ponieważ absurdalnymi lękami można łatwo manipulować, wygodnie jest zachować wyborców w nieświadomości, zamiast przekonywać ich do z gruntu dobrych rozwiązań. Niech boją się prywatnej służby zdrowia, niech dalej myślą, że od jutra będą musieli za wszystko płacić!
Z takim samym odwracaniem kota ogonem mamy do czynienia w przypadku tak zwanego systemu ubezpieczeń społecznych. Przecież wiek emerytalny podwyższa się nie po to, żebyśmy musieli pracować o kilka lat dłużej! Możemy pracować albo nie – nasza sprawa (na tę drugą ewentualność ZUS jest również przygotowany). Chodzi jedynie o to, by system jak najdłużej nie musiał wypłacać nam pieniędzy. Prawdopodobieństwo, że ktoś dożyje 65. urodzin jest wyższe, niż że dożyje 67., więc im wyższy wiek emerytalny, tym mniej emerytów. A że tak zwanym wiekiem emerytalnym państwo może całkiem dowolnie manipulować, za czas jakiś może okazać się, że na emeryturę będziemy mogli przejść dopiero w wieku lat 103 i ZUS nikomu nie będzie musiał płacić, chociaż wszyscy będziemy musieli nadal odprowadzać składki.
Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby wyborcy zdawali sobie sprawę, że pieniądze wpłacane do ZUS to nie żadne ubezpieczenie ale zwyczajny podatek. Tylko kto i po co miałby to im tłumaczyć? To przecież przykre, że podatki płaci się, niezależnie od tego czy ma się z tego jakikolwiek pożytek, czy nie. Utrzymujemy służby, z których pomocy możemy nigdy nie skorzystać, płacimy też składki na ubezpieczenie społeczne, mimo, że możemy nigdy nie zaznać jego dobrodziejstw.
Alternatywa w postaci OFE oznaczała przede wszystkim obniżenie podatku. Ale czy ktoś słyszał, by w jakimkolwiek kraju obniżono ostatnio jakiś podatek?