Najgorsze jednak jest to, że pracodawcy wśród ponad dwóch milionów bezrobotnych nie mogą zaleźć odpowiednich pracowników. Żyjemy w czasach paradoksów.
Pierwszym paradoksem jest to, że minister pracy chwali się sukcesem, którym jest mniejszy, niż co roku o tej porze wzrost liczby osób bez pracy. Rzeczywiście jest się, z czego radować. Pracy nie ma 13,2 a nie 13,5 procent. A na koniec roku zmieścimy się w rządowych planach i wskaźnik ten nie przekroczy 13, 8 procent. Jestem pewien, że rząd ustami ministra odtrąbi sukces. Pomijam kwestię tego ile osób pracuje na czarno. Bez względu jednak na to i tak bezrobocie jest za duże. A w Niemczech prawie dwa razy mniejsze. Tam jednak nie bano się wiele lat temu zreformować rynku pracy. U nas dalej słyszę tylko zapowiedzi.
Drugi paradoks to sytuacja pracodawców, którzy wśród takiej rzeszy bezrobotnych nie mogą zaleźć rąk do pracy.
Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych podaje, że co trzeci pracodawca, który prowadzi w swojej firmie rekrutację nie może znaleźć odpowiednich kandydatów. Niedopasowanie kompetencyjne – tak się to ładnie nazywa. I ja się pracodawcom nie dziwię. Gdybym nim był też chciałbym mieć pracowników idealnych, takich, którzy po szkole potrafią już wszystko. Po co ich szkolić we własnym zakresie? Po co wydawać na to jakieś pieniądze? Jeszcze taki pracownik weźmie, wyszkoli się i ucieknie do innej firmy za większe pieniądze, albo wyjedzie za granicę. I szukaj wiatru w polu, pieniądze wydane, zysku z inwestycji brak.
To jednak chyba nie tyko nasz polski problem według analityków Manpower problemy ze znalezieniem kompetentnych pracowników miało 35 proc. firm na świecie. My w Polsce mamy jednak problem z podnoszeniem swoich kompetencji. Chyba nigdzie w Europie nie doszkala się tak mało osób jak u nas. Polak jak skoczy szkołę, uważa, że skończył edukację już na całe życie. Tyle lat męczarni i jeszcze studia, które nic nie dały. Po co więc jeszcze się uczyć?