Jak wyliczył Bloomberg, w ubiegłym roku 300 najbogatszych na świecie zwiększyło swoje fortuny o 524 mld USD, do 3,7 bln USD, co przekracza PKB Niemiec. Z kolei OECD alarmuje, że różnice w dochodach ludzi rosną szybciej niż w poprzednich latach. W 21 krajach spośród 33 analizowanych zwiększa się rozwarstwienie społeczeństw.
W takiej sytuacji przybywa niezadowolonych i powraca popularność ideologii socjalistycznych. Rośnie także presja na rządy, aby podwyższyć podatki dla najbogatszych. Nie wiem, jakie jest optymalne rozwarstwienie dochodów i nie bardzo mam kogo o to zapytać. Księża, którzy są chyba najbardziej predestynowani do ustalenia granic sprawiedliwości, zajmują się głównie zwalczaniem ideologii gender. Mogę jedynie przypomnieć, że ideałem (na szczęście niedościgłym) socjalistów jest równość dochodów. Z kolei liberałowie są zwolennikami sprawiedliwości wymiennej; ich zdaniem bogactwo jest odzwierciedleniem wkładu w dobrobyt powszechny. Takie stanowisko daje silny bodziec dla wzrostu gospodarczego i wymusza maksymalizację efektywności gospodarczej. Przynajmniej w teorii. Moc twierdzeń liberalnych ostatnio znacząco osłabła, bowiem przyrost majątku najbogatszych ludzi coraz luźniej jest powiązany z rozwojem materialnym świata. Najprostszym dowodem jest bilionowy ?(w skali roku) deszcz pieniędzy spadający na USA, w których inwestycje zaliczane do PKB przyrastają w tempie 150 mld USD rocznie. Oznacza to (przy nierealistycznym założeniu, że wkład akumulacji własnej i kredytów w inwestycje produkcyjne jest zerowy), że 85 proc. owej kwoty krąży po rynkach finansowych, co nie ma bezpośredniego przełożenia na gospodarkę. A oto kilka danych na potwierdzenie tej tezy.
Jak wynika z analizy firmy Allianz, opublikowanej w raporcie na temat światowego dobrobytu „Global Wealth Reports", w ubiegłym roku najbardziej rentowne były inwestycje w akcje (10,4 proc.) i polisy inwestycyjne (7,4 proc.). Z kolei w pierwszej dziesiątce rankingu tych, którzy najbardziej powiększyli swoje majątki, jest tylko jeden „producent" (Ingvar Kamprad – 4. miejsce), a dominują: właściciele kasyn (Sheldon Adelsom – 2. i Lui Che Weo – 3.), inwestorzy finansowi (Warren Buffet – 5.), prezesi banków (Masayoshi Son) i reprezentanci bańki internetowej (Bill Gates – 1., Mark Zuckerberg – 6., Jeff Bezos – 7., Larry Page – 9. i Sergey Brin – 10.). Ponieważ umiarkowanie wierzę w apel Buffeta o samoograniczenie dochodów najbogatszych, poparty deklaracją przeznaczania 99 proc. zysków na cele charytatywne, przypuszczam, że nasilą się (zwłaszcza przy okazji kolejnych wyborów) żądania zwiększenia dystrybucji podatkowej. Pierwszy przykład już mamy. To przeforsowany przez Francois'a Hollande'a dodatkowy 50-proc. podatek od zysku wynoszącego ponad 1 mln euro (idę o zakład, że teraz częściej zyski będą wynosić 999 tys. euro).
Podobny charakter ma lekko zapomniany projekt dyrektywy Komisji Europejskiej wprowadzający opodatkowanie operacji finansowych. Kłopoty z nim są dwa. Popiera go tylko 11 krajów UE, a poza tym przy opodatkowaniu wynoszącym 0,1 proc. od obrotu akcjami i obligacjami oraz 0,01 proc. od transakcji instrumentami pochodnymi mógłby przynieść ok. 30 mld euro, czyli w skali UE kwotę słabo zauważalną. (Dla porównania, gdyby na podobną regulację zdecydowała się Polska, to w ubiegłym roku, rekordowym na naszej giełdzie, wpływy z podatku wyniosłyby 256 mln zł).
Alternatywa jest zatem okrutna. Albo dodatkowe podatki wystarczą na waciki, albo będą wysokie i przyhamują mikry wzrost gospodarczy, tak jak to było w niektórych krajach w końcu lat 70. Nie zmienia to jednak mojej pewności, że próby rozwiązania owej kwadratury koła dalej będą podejmowane.