Na razie sami Rosjanie pokazują, że poczuli się urażeni. Nagle wracający z zagranicy szefowie zagranicznych spółek działających w Rosji nie mogą tam wrócić, jeśli np na koncie mają dwa mandaty za przekroczenie szybkości. I wiadomo,że jest to dopiero początek. Bo Rosjanie są niezwykle kreatywni w stosowaniu najróżniejszych utrudnień dla krajów, które akurat czymś się politycznie naraziły. A zwłaszcza w stosowaniu zasady „dziel i rządź". Polska z tego powodu ucierpiała już wielokrotnie.
Dlatego właśnie szefowie zachodnich firm chcą wspólnie zastanowić się jaką mają przyjąć taktykę, żeby ich biznes ucierpiał jak najmniej. Przy tym wiele firm wręcz postawiło na Rosję, tak jak kilka lat temu stawiało na Chiny. Np francusko-japoński alians Renault Nissan ma tam cztery fabryki i wielkie plany związane z tym rynkiem. Podobnie jest z Fordem, który ma tam trzy zakłady. Miliardy zaangażował General Motors.
Idealiści, a może wręcz utopiści popierający kolejną ukraińską rewolucję mówią: zachodnie fabryki w Rosji powinny zostać zamknięte. I nie chcą słychać, że znacznie łatwiej jest tak powiedzieć, niż to zrobić. Bo biznes nie chce umierać za Ukrainę.
Dla PepsiCo rynek rosyjski jest drugim największym po Stanach Zjednoczonych i rocznie daje przychody w wysokości 5 mld dolarów. Wielkie plany mają luksusowe marki samochodowe. Swoją przyszłość i rozwój właśnie od rosyjskiego rynku w dużej mierze uzależnia Carlsberg. Takich firm, większych i mniejszych firm są tysiące. A ich szefowie dzisiaj zastanawiają się, czy jeśli sankcje zostaną szybko wprowadzone i dla Rosjan rzeczywiście okażą się dotkliwe, to kto na nich ucierpi bardziej — Rosjanie, czy zachód. I jakie będą straty krajów Unii Europejskiej, której obroty z Rosją wynoszą ponad 460 mld dol., co czyni z tego kraju największego partnera krajów Wspólnoty, zaś połowa inwestycji zagranicznych w tym kraju pochodzi właśnie z UE.
Amerykanie mogą mówić ostrzej, bo ich obroty handlowe z tym krajem, bo nie sięgają nawet jednej dziesiątej unijnych. — Nie mamy żadnego interesu w tym, aby doszło do pogorszenia międzynarodowej sytuacji wynikającej z rozwoju wydarzeń na Ukrainie — mówi otwarcie Frank Schauff, prezes Stowarzyszenia Firm Europejskich w Rosji. I wzywa do konstruktywnego dialogu. Podobne głosy słychać w Paryżu, Berlinie i Londynie. Francuzi nie zamierzają wstrzymywać dostaw okrętów wojennych, które kupili u nich Rosjanie. Inne francuskie firmy zastanawiają się na ile dewaluacja rubla uderzy ich po kieszeni i czy może powinni podnieść ceny. Business as usual. Niemcy nie wahają się przed sprzedaniem rosyjskiemu oligarsze aktywów energetycznych. Inne firmy zapowiedziały swoim pracownikom, żeby jak najmniej się poruszali i ograniczyli swoje podróże do absolutnego minimum. Bo business is business.