Skoro muszą co najmniej 75 proc. aktywów lokować w akcjach, próbują ograniczyć zmienność wyników, wychodząc za granicę w poszukiwaniu bardziej stabilnych rynków niż warszawski. Na parkietach krajów rozwiniętych zmienność notowań zwykle nie jest tak duża, a do wyboru jest tam wiele dużych spółek regularnie płacących dywidendy.
Niestety, dla warszawskiej giełdy oznacza to groźbę jeszcze większego uzależnienia od zmiennych nastrojów inwestorów zagranicznych. W ostatnich latach przypadała na nich mniej więcej połowa obrotów akcjami na GPW, a na krajowe instytucje finansowe ok. 35 proc. Wśród tych ostatnich istotną pozycję zajmowały właśnie OFE, które robiły w latach 2007–2013 zakupy za średnio 10 mld zł rocznie. Teraz na taki popyt z ich strony nie można liczyć.
Większą zmienność notowań odczują nie tylko giełdowi inwestorzy, ale też klienci towarzystw funduszy inwestycyjnych i firmy szukające na rynku kapitału. Nie wspominając o tym, że tym ostatnim trudniej będzie pozyskiwać fundusze, skoro stracił nimi zainteresowanie jeden z największych dotychczas graczy.
No, ale takie drobiazgi, przed którymi przestrzegało wielu ekonomistów jeszcze przed uchwaleniem ustawy „reformującej" OFE, nie trafiły do rządzących. Dla nich najważniejsze było chwilowe ulżenie finansom publicznym dzięki przejęciu przez państwo połowy aktywów zgromadzonych ?w OFE. W przyszłym roku mamy wybory parlamentarne i prezydenckie i dzięki tym pieniądzom rosną szanse na korzystny wynik.
Waldemar Grzegorczyk