Czy możliwe jest niższe oprocentowania kredytów we frankach?

Ujemne stopy transakcji międzybankowych zachęcają polityków do wzywania do obniżenia oprocentowania kredytów we frankach. Ale czy to ma sens?

Publikacja: 20.01.2015 19:56

Czy możliwe jest niższe oprocentowania kredytów we frankach?

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Kredytobiorcy, którzy zaciągnęli kredyty we frankach, coraz głośniej domagają się, by problemem ich rosnących rat zajęło się państwo. Pomijając dyskusję, czy świadomie przyjmując na siebie ryzyko dorośli ludzie, powinni domagać się od państwa, nie będącego stroną ich relacji finansowej, zadośćuczynienia za własne, świadome decyzje - warto skupić się na konkretnym przykładzie: oprocentowaniu kredytu we frankach.

Jednym z postulatów, który pojawił się na początku tego tygodnia jest uwzględnienie przy wyliczaniu rat ujemnych stawek LIBOR. Ostatecznie banki na te rozwiązanie przystały.

Dla niewtajemniczonych LIBOR jest to stopa określająca, ile banki płacą sobie wzajemnie za transakcjach walutowych. Wyliczana jest na podstawie rzeczywiście zawartych transakcji na rynku międzybankowym. W przypadku transakcji na franku szwajcarskim LIBOR jest obecnie ujemny i wynosi dla transakcji trzymiesięcznych -0,56.

Większość kredytobiorców zadłużonych we franku ma wpisane w umowach, że oprocentowanie ich kredytu stanowi sumę LIBOR-u dla franka oraz marży banku. Z prostej matematyki wynika więc, że jeśli LIBOR jest mniejszy od zera, oprocentowanie ich kredytów powinno spadać. Tymczasem tak się nie dzieje, bo większość banków zastrzega, że na potrzeby wyliczenia oprocentowania LIBOR nie może być niższy niż zero.

Wbrew pozorom, bankowe rozumowanie jest logiczne i nie sprowadza się wcale do "dojenia" klienta. Przy ujemnym LIBOR rynek międzybankowy praktycznie nie istnieje, a wskaźnik ten można wręcz nazwać nierynkowym.

Ale po kolei. Przy ujemnej stopie oprocentowanie teoretycznie nie może dojść do równoważenia podaży z popytem. Udzielający kredytu musiałby bowiem dopłacać do jego udzielenia. Czyli bank A, który pożycza milion franków bankowi B na trzy miesiące, przy stopie rynkowej -0,6 proc. otrzymałby po tym okresie od banku B 998,5 tys. franków. Rynkowa podaż praktycznie przestaje istnieć, bo nikomu nie opłaca się pożyczać komuś pieniędzy, aby z powrotem dostać mniej. Teoretycznie obrót na tym rynku zamiera - zmierzając nieuchronnie do wartości zero. Rynek traci płynność.

Teoretycznie, bo w praktyce dochodzi jeszcze jeden czynnik - przymus. Banki mają wzajemne zobowiązania lub zobowiązania wobec klientów, które wymagają od nich dokonywania transakcji we frankach. Dokonują je więc przy ujemnych stopach, bo muszą to robić. Rynek traci więc płynność, bo czynnikiem równoważącym nie jest normalna gra popytu i podaży tylko przymus transakcyjny. Gdyby go nie było, nie byłoby w ogóle chętnych do pożyczania z ujemnym oprocentowaniem. Stąd właśnie ujemny LIBOR jest w ogóle możliwy.

Ale to, że jest możliwy w żaden sposób nie oznacza, że jest rynkowy. Mała, przymusowa płynność powoduje, że nie powinno się go przekładać na relacje biznesowe poza sektorem międzybankowym. Jest bowiem sztuczny i niemożliwy do utrzymania w warunkach rynkowych.

Zero, które wpisują banki do umów ma więc sens. Ale czy oznacza to, że kredytobiorcy w ogóle nie powinni się domagać od banków, które tego zera nie wpisały. uwzględniania ujemnego LIBOR-u? Niekoniecznie. Umowa kredytowa jest bowiem umową, w której obie strony biorą na siebie pewne ryzyka. Kredytobiorca zaciąga zobowiązanie, często wieloletnie, nie mając pewności co do swojej przyszłości finansowej. Bank z kolei nie ma gwarancji, że kredytobiorca wywiąże się z tego zobowiązania. LIBOR jest miernikiem tego ryzyka dla banku. Jeśli więc bank do określenia tego ryzyka przyjmuje dany wskaźnik, powinien być konsekwentny w jego stosowaniu. Bo jeśli wyklucza ryzyko, to w takiej sytuacji, jaką mamy obecnie, większość tego ryzyka wędruje do kredytobiorcy. Nie wspominając, że niewypłacalność kredytobiorcy jest też problemem banku.

Dlatego też zgoda banków na uwzględnianie ujemnego LIBOR-u, po apelu ministra finansów wydaje się jak najbardziej na miejscu. Choć walutowy rynek międzybankowy wydawałby się jej przeczyć.

*Oczywiście jest jeszcze kilka innych czynników działania rynku walutowego - np. chęć dywersyfikacji aktywów przy założeniu, że dana waluta jest postrzegana jako bezpieczna. Może to wpływać na wzrost płynności pomimo ujemnych stóp. Nie zmieni jednak znacząco podaży.

Kredytobiorcy, którzy zaciągnęli kredyty we frankach, coraz głośniej domagają się, by problemem ich rosnących rat zajęło się państwo. Pomijając dyskusję, czy świadomie przyjmując na siebie ryzyko dorośli ludzie, powinni domagać się od państwa, nie będącego stroną ich relacji finansowej, zadośćuczynienia za własne, świadome decyzje - warto skupić się na konkretnym przykładzie: oprocentowaniu kredytu we frankach.

Jednym z postulatów, który pojawił się na początku tego tygodnia jest uwzględnienie przy wyliczaniu rat ujemnych stawek LIBOR. Ostatecznie banki na te rozwiązanie przystały.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację