Z różnych , dobrych i złych powodów, ale w każdym razie ludzie biznesu. W Polsce zamiast nich codziennie są ministrowie od gospodarki Karpiński, albo Piechociński, albo Wasiak. Starający się powiedzieć coś mądrego do czasu do czasu przedsiębiorca Leszek Czarnecki - raz na rok, a ostatnio rzadziej.
Co tydzień mam ten sam problem. Okazuje się , że najbardziej bulwersujące wiadomości dochodzą z sektora państwowego, mimo że to mniej więc ej jedna czwarta gospodarki. W tym tygodniu m.in. taka informacja, że dobrowolne odejście jednego pracownika z państwowej firmy Porty Lotnicze kosztowało 300 tys. złotych, a przeciętna płaca wynosi tam ponad 9 tysięcy. Tyle samo, co w kontrolowanym przez państwo Orlenie, gdzie też w tym tygodniu właśnie prezes (zarobki roczne 2 miliony złotych plus) dogadał się ze związkami, że podwyżek w tym roku nie będzie, tylko premia 3 tysiące na twarz. 3 tysiące złotych to o połowę więcej niż średnia płaca w mikrofirmach. Tak, tak. Płaca zatrudnionego w mikrofirmie – jak podał kilka dni temu GUS - wynosi 2145 złotych, ponad 4 razy mniej niż w Orlenie. Nie trzeba dodawać , że w 2014 roku Porty Lotnicze były deficytowe, podobnie jak Orlen, który ma prawie 6 mld złotych straty netto.
No i proszę, znowu grzęznę w sektorze publicznym, a przecież obiektywnie jest mniej ważny niż prywatny. Dobrze, w takim razie dlaczego nie ma na czołówkach polskich biznesmenów? W tym tygodniu ogłoszono listę najbogatszych „Forbes". Obok kilku postaci , powiedzmy, wątpliwych, jest na niej wielu ludzi, którzy z niczego stworzyli firmy bardzo przyzwoitej wielkości, nie wykorzystując powiązań z władzą jako głównego wehikułu rozwoju i zaprzeczając idiotycznej tezie, że pierwszy milion trzeba ukraść. Są też biznesmeni, którzy całkiem solidnie wyszli już poza Polskę ze swoją działalnością, choć nie są i zapewne nie będą światowymi liderami.
Niektórzy z milionerów występują w przestrzeni publicznej – Kulczyk jako sponsor Muzeum Żydów Polskich, a jego była zona jako ozdoba kolorowych pism i portali, Solorz- Żak od czasu do czasu coś powie o swojej firmie, Sołowow o wyścigach samochodowych, kilku innych pojawia się, by ułatwić sobie prowadzenie interesów lub poprawić notowania na giełdzie. Natomiast znakomita większość nie istnieje publicznie i tak postępują, jak sądzę, z premedytacją, wolą pozostać za kulisami, w ostateczności w ostatnim, broń Boże, pierwszym rzędzie.
Sądząc z medialnej pustyni nie wśród nich ani autorytetów biznesowych, ani intelektualistów wypowiadających się głosem wagi ciężkiej na temat problemów globalnych, czy choćby fundamentalnych dla polskiej gospodarki . Być może jednak to media uznają, że to co biznesmeni jako obywatele i przedsiębiorcy, mają do powiedzenia, nie jest istotne. Jak by nie było - niedobrze. Być może już za rok ludzie biznesu przekonają się, jak ważną kwestią jest autorytet publiczny.