"Rzeczpospolita": Sikorsky zarządza w PZL Mielec restrukturyzację, szykują się zwolnienia znacznej części załogi. To wszystko skutki przegranego przetargu, wygranej francuskiego Airbusa? Przecież wcześniej, jeszcze przed decyzją MON wykluczającą ofertę PZL/Sikorsky, podkarpacka firma dobrze prosperowała. Nie było sygnałów, że sytuacja jest krytyczna.
Janusz Zakręcki: Koncern Sikorsky ogranicza zatrudnienie w całej korporacji, z ok. 15 tys. zatrudnionych chce zwolnić 1400 pracowników, tyle że w PZL Mielec zamierza dokonać wyjątkowo głębokiej redukcji. W ciągu kilku miesięcy, po uzgodnieniach ze związkami, odejdzie mniej więcej pół tysiąca dobrze wyszkolonych pracowników ze wszystkich szczebli zakładowej struktury. To 25 procent całej załogi. Chyba nie jesteście, panowie, zdziwieni, że po kwietniowych, niekorzystnych dla nas, decyzjach MON tak się właśnie dzieje? Utrzymywaliśmy linię produkcyjną na 24 śmigłowce rocznie, produkowaliśmy od 10 do 15 sztuk rocznie, reszta czekała na zamówienia od polskiego rządu. To prawo racjonalnego biznesu: teraz musimy zmniejszyć potencjał i dostosować organizację do potrzeb. Tyle że bardzo trudno jest zwalniać ludzi, których przez cale lata przygotowywaliśmy, żal, że nie uszanowano naszego dorobku, całej ostatniej dekady. To przecież dzięki zaangażowaniu pracowników i kadry udało się zrobić wyjątkowo dobry użytek ze 150 mln dolarów zainwestowanych przez Sikorsky w nowe życie PZL.