Nie ma darmowej energii. Każda megawatogodzina ma przyrodniczą cenę

Zanim westchniemy na widok kopalni albo potępimy farmę wiatrową, warto zadać sobie pytanie: a gdzie w tym przyroda? Nie ta z folderu reklamowego, ale miejsca, gatunki, powiązania. Każda megawatogodzina ma cenę. I nie chodzi tu o kwotę na rachunku.

Publikacja: 26.05.2025 18:48

Nietoperze i ptaki znikają, gdy środowisko traci swoją strukturę i różnorodność

Nietoperze i ptaki znikają, gdy środowisko traci swoją strukturę i różnorodność

Foto: Adobe Stock

W debacie o energetyce dominują dwa tematy: cena i bezpieczeństwo. Nawet Vaclav Smil [kanadyjski naukowiec czeskiego pochodzenia – red.], który pisze o energii z akademicką maestrią, niemal zupełnie pomija przyrodę. Jego „Energia i cywilizacja” to fascynująca historia rozwoju, ale o kosztach środowiskowych – cisza.

Gdy schodzimy na poziom lokalny, przyroda wraca. Często w uproszczonej, emocjonalnej formie. Z jednej strony – diabolizowany węgiel i ropa. Z drugiej – demonizowane wiatraki „mielące ptaki”. Dymiące kominy kontra sielski folder z turbiną i błękitem nieba.

Tymczasem problem leży gdzie indziej: w tunelowym myśleniu, bez próby bilansowania wszystkich kosztów i zysków. Jeśli chcemy wprowadzić do tego równania jakiś uniwersalny wskaźnik, świetnie nadają się ptaki i nietoperze.

Czujniki środowiskowych kosztów

Ptaki i nietoperze od lat są przedmiotem intensywnych badań ekologicznych. Obie grupy świetnie sprawdzają się jako bioindykatory zmian środowiskowych. Ich reakcje są szybkie, dobrze poznane, mierzalne i – co ważne – społecznie rozpoznawalne. Uzupełniają się w ciągu doby: ptaki obserwujemy głównie za dnia, nietoperze nocą. Choć dzieli je głęboka przepaść ewolucyjna, łączy wspólna potrzeba: złożony i zróżnicowany krajobraz. Znikają, gdy środowisko traci swoją strukturę i różnorodność. Te zmiany rzadko przyciągają uwagę – są pozbawione medialnego błysku. Jednak istnieją, zachodzą powoli, ale nieubłaganie.

Odpowiedź na pytanie „jak jest naprawdę?” nie jest prosta. Zależy, gdzie patrzymy. Zależy, kiedy. Zależy, z czym porównujemy. Dlatego, nawet jeśli chcemy budować spójny, całościowy obraz wpływu energetyki na przyrodę, musimy patrzeć na szczegóły. Na różnice gatunkowe, siedliskowe, lokalne. W detalach ujawnia się prawdziwy sens zrównoważonego rozwoju – i jego granice.

Zanikanie wielu populacji nie zaczęło się wczoraj. To efekt wieloletnich decyzji: budowy kopalń, zapór wodnych, infrastruktury przesyłowej, coraz głębszej industrializacji krajobrazu

Stare technologie, nowe milczenie

O kosztach środowiskowych energetyki najczęściej mówimy wtedy, gdy pojawia się coś nowego: wiatraki na horyzoncie, rzędy paneli fotowoltaicznych wśród pól. Budzą emocje, bo są inne, odmienne od tego, do czego przywykliśmy. Tymczasem to właśnie tradycyjne technologie – węgiel, ropa, gaz – przez dziesięciolecia wywierały wpływ na środowisko. I wciąż go wywierają, choć zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić.

Ich obecność przestała budzić sprzeciw. To konserwatywny duch ludzkiej percepcji: kolej kiedyś też szokowała, dziś zachwyca sentymentalnym pejzażem. Jednak przyjrzyjmy się faktom. Spójrzmy na krajobraz Zagłębia Donieckiego – pokopalniana pustynia, kwaśne wody, odpady bez planu na przyszłość. Pogranicze Polski, Czech i Niemiec – ze zdegradowanymi torfowiskami, zasolonymi rzekami i przemysłowym dziedzictwem. Zagłębie Ruhry do dziś zmaga się z problemem wód pokopalnianych i degradacją przestrzeni, choć dawno temu miało być przykładem wzorcowej transformacji. To nie historia – to stan aktualny.

Czytaj więcej

Trump obwinia energetykę wiatrową za śmierć ptaków

Ropa i gaz również nie pozostają bez winy. Pozyskiwanie tych surowców to brutalna ingerencja w strukturę ziemi: szczelinowanie hydrauliczne, wtłaczanie chemikaliów, skażenie wód gruntowych, wycieki, pożary. Skala tych działań jest ogromna – często zniszczone są setki kilometrów kwadratowych. Gdyby takie rzeczy działy się w Wielkopolsce czy na Mazurach, trudno byłoby przejść obok nich obojętnie. Ale skoro dzieją się w Teksasie, na Syberii czy w Algierii, wystarczy że zapłacimy rachunek za paliwo. W dolarach. Koszt środowiskowy zostaje przesunięty poza mapę naszej uwagi.

Zanikanie wielu populacji nie zaczęło się wczoraj. To efekt wieloletnich decyzji: budowy kopalń, zapór wodnych, infrastruktury przesyłowej, coraz głębszej industrializacji krajobrazu. Dziś winę za to często przypisuje się nowym technologiom – turbinom wiatrowym i panelom fotowoltaicznym, które są widoczne, wyraziste, łatwe do obwinienia. Tymczasem to przeszłość rozstawiła figury na tej planszy.

Zadziwiające, jak łatwo przychodzi dziś niektórym gremiom piętnowanie wad OZE bez równoczesnego odniesienia się do kosztów tradycyjnych źródeł energii. Jakby problemem środowiskowym stał się dopiero wiatrak, a nie wielka odkrywka, komin czy szyb naftowy

Natura to nie Excel

W teorii mamy wszystko: raporty środowiskowe, konsultacje społeczne, procedury planistyczne, a nawet opinie ciał doradczych. W praktyce - inwestycje energetyczne wciąż planuje się głównie pod kątem technicznych możliwości przyłączenia do sieci, nie analizując wnikliwie ich wpływu na środowisko. Dlatego panele fotowoltaiczne trafiają np. na siedliska derkacza, linie przesyłowe przecinają starodrzewy, kopalnie projektuje się na fantastycznych torfowiskach, a farmy wiatrowe na szlakach migracyjnych ptaków.

Gdy pojawiają się konflikty, protesty i emocje, to właśnie na „zielonej” energetyce skupia się fala krytyki. Zadziwiające, jak łatwo przychodzi dziś niektórym gremiom piętnowanie wad OZE bez równoczesnego odniesienia się do kosztów tradycyjnych źródeł energii. Jakby problemem środowiskowym stał się dopiero wiatrak, a nie wielka odkrywka, komin czy szyb naftowy. Jakby wycinka pod panel była poważniejszym zagrożeniem niż wypalone pokopalniane pustkowia, osuszone torfowiska czy zasolone rzeki.

Przemilczanie skutków działalności górniczej i wydobywczej, przy jednoczesnym podsycaniu lęków wobec energetyki odnawialnej, to działanie krótkowzroczne i bardzo nieodpowiedzialne. Zamiast równego podejścia do wszystkich technologii – mamy odwrócone proporcje. OZE analizuje się pod mikroskopem, klasyczne źródła – bada się wyjątkowo. Szkoda, bo przecież chodzi o całościowe spojrzenie, uczciwe zestawienie kosztów i korzyści, gotowość do decyzji opartych na wiedzy, nie na przyzwyczajeniu. Przyroda naprawdę z trudem mieści się w tabelce Excela, ale to nie znaczy, że nie da się policzyć, co jej najbardziej szkodzi.

Energetyka kontra środowisko
Wpływ wybranych źródeł energii na ptaki i nietoperze

• Węgiel – odpowiada za największe straty środowiskowe. Wpływa na degradację siedlisk i krajobrazu, zanieczyszczenie powietrza i wody oraz emisję CO₂. Śmiertelność ptaków przekracza pięć osobników na każdą wyprodukowaną gigawatogodzinę energii.
 • Gaz łupkowy – wydobycie wiąże się z ryzykiem skażenia chemicznego wód gruntowych, hałasem, rozproszeniem odwiertów i fragmentacją siedlisk. Znaczący jest wpływ przestrzenny: zanik korytarzy migracyjnych oraz presja na krajobraz rolniczy i leśny.
• Ropa naftowa – zagrożenia obejmują skażenia gleby i wód, hałas, tworzenie ekologicznych pułapek, a także wycieki podczas transportu, szczególnie morskiego (tankowce), co ma katastrofalny wpływ na siedliska wodno-błotne.
 • Energia wiatru – głównymi zagrożeniami są kolizje z turbinami, barotrauma [uraz ciśnieniowy – red.] u nietoperzy i tworzenie barier migracyjnych. Szcowana śmiertelność ptaków wynosi 0,3 -1,5 osobnika na GWh energii, dla nietoperzy danych liczbowych jest mniej, choć znane są przypadki dużych strat.
 • Energia słoneczna – powoduje utratę siedlisk otwartych, wysokie temperatury w rejonie paneli oraz zubożenie krajobrazu. Szacowana śmiertelność ptaków jest relatywnie niska (0,2–0,5 osobnika na GWh).
 • Energia jądrowa – charakteryzuje się niewielką bezpośrednią kolizyjnością (poniżej 0,1 osobnika na GWh, choć z dużą niepewnością danych), natomiast niesie ryzyko awarii, presję inwestycyjną oraz wprowadza zmiany w użytkowaniu przestrzeni.

Potrzebujemy danych

Jeśli naprawdę zależy nam na transformacji energetycznej prowadzonej z poszanowaniem przyrody, musimy wreszcie wyjść poza slogany. Zamiast kolejnych etykiet, certyfikatów i ideologicznych utarczek, potrzebujemy danych: twardych, niezależnych, długoterminowych. Muszą one być przestrzennie zróżnicowane, uwzględniać lokalną specyfikę, gatunki, krajobrazy i szlaki migracyjne. Tylko wtedy możemy mówić o decyzjach opartych na wiedzy, a nie na lękach, przyzwyczajeniach czy politycznych kalkulacjach.

Potrzebujemy też realnej współpracy – nie tylko między inżynierami a ekologami, ale także między planistami a ornitologami i chiropterologami [specjaliści zajmujący się nietoperzami – red.], między ekonomią a etyką. Jeśli jej zabraknie, będziemy dryfować między hurraoptymizmem a spóźnioną refleksją.

Mamy już wystarczająco dużo przykładów, by wiedzieć, że można inaczej. Wciąż żyją bieliki, żurawie, dzierlatki. Wciąż można zobaczyć nietoperze polujące nad wieczornymi lasami czy ptaki gniazdujące nieopodal turbin. Czarne scenariusze, kreślone przed dekadą, nie spełniły się. Dlatego tak ważne jest, byśmy słuchali przede wszystkim naukowców, a nie ulegali głosom budującym popularność na powierzchownych opiniach i uproszczonych narracjach.

W debacie o środowisku nie chodzi o to, kto mówi głośniej czy bardziej dramatycznie, ale kto dysponuje danymi, rzetelną metodyką i kontekstem. Popularne, emocjonalne przekazy rzadko oddają złożoność rzeczywistości. Tymczasem nauka, choć czasami mniej efektowna medialnie, daje nam narzędzia, by naprawdę zrozumieć, co robimy i jakie są tego skutki.

O autorze

Prof. dr hab. Piotr Tryjanowski

Kierownik Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Badacz fauny siedlisk przekształconych, przede wszystkim interakcji zwierząt i ludzi. Pracował w projektach Międzyrządowego Panelu ds. zmian Klimatu (IPCC) i Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). Członek Academia Europea.

W debacie o energetyce dominują dwa tematy: cena i bezpieczeństwo. Nawet Vaclav Smil [kanadyjski naukowiec czeskiego pochodzenia – red.], który pisze o energii z akademicką maestrią, niemal zupełnie pomija przyrodę. Jego „Energia i cywilizacja” to fascynująca historia rozwoju, ale o kosztach środowiskowych – cisza.

Gdy schodzimy na poziom lokalny, przyroda wraca. Często w uproszczonej, emocjonalnej formie. Z jednej strony – diabolizowany węgiel i ropa. Z drugiej – demonizowane wiatraki „mielące ptaki”. Dymiące kominy kontra sielski folder z turbiną i błękitem nieba.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz W. Kołodko o wyborach: Jak wygrać przyszłość
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: AI wywróci do góry nogami rynek reklamowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: A więc wojna. Donald Trump zadaje cios Europie
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Wojtyna: Uważajmy! Nowy prezydent wskaże nowego prezesa NBP
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Opinie Ekonomiczne
Mikołaj Fidziński: Platformo, chwalić też się trzeba umieć
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont