Nawiązując do artykułu Tomasza Reguckiego „Chrońmy strategiczne spółki. Ale nie tak", zamieszczonego we wrześniu br. w „Rzeczpospolitej", i nadchodzącej konferencji Instytutu Allerhanda, pragnąłbym włączyć się do dyskusji – nie odnosząc się jednak do konkretnych zapisów prawnych nowej ustawy ani też do konkretnych transakcji, które mają bądź miały niedawno miejsce na polskim rynku – zastanawiając się przez pryzmat historii prywatyzacji w Polsce nad polityką właścicielską Skarbu Państwa i jej ewentualnymi skutkami dla polskiej gospodarki.
Wychodząc z socjalizmu, polska gospodarka była przestarzała i niewydajna, za to prawie w całości pod kontrolą państwa. W związku z tym przez pierwsze lata wolności priorytetem rządów było sprywatyzowanie dużej liczby przedsiębiorstw. Powstało nawet specjalne ministerstwo, o którego zadaniach świadczyła nazwa – Ministerstwo Przekształceń Własnościowych, zwane resortem prywatyzacji.
Ministerstwo starało się aktywnie odpowiadać na popyt inwestorów, w większości zagranicznych, wystawiając na sprzedaż akcje i udziały spółek, które mogły cieszyć się ich zainteresowaniem. Efektem tych działań było powstanie w Polsce, często na bazie dawnych przedsiębiorstw państwowych, wielu konkurencyjnych i nowoczesnych sektorów gospodarki, takich jak bankowość, przemysł cementowy czy samochodowy. W początkowych latach po przełomie prywatyzacja była priorytetem, a jej efektem miało być całkowite sprywatyzowanie gospodarki.
Wygaszanie prywatyzacji
Później społeczne i polityczne poparcie dla prywatyzacji spadało i poszczególne rządy spowolniły jej proces, równocześnie tworząc listy strategicznych sektorów czy spółek niepodlegających przyszłym przemianom własnościowym.
Listy te powstawały często arbitralnie, bez szczegółowych, pogłębionych analiz skutków ekonomicznych, uwzględniając najczęściej bieżące potrzeby polityczne. Trudno je więc nawet określić jako w pełni świadomą politykę właścicielską Skarbu Państwa.