Sieci handlowe prześcigają się w promocjach, przeciętny Polak może więc pozwolić sobie na to, aby włożyć więcej do koszyka. Popularne w Polsce przysłowie mówiące, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, niekoniecznie sprawdza się jednak w przypadku robienia codziennych zakupów. Niewielu kupujących zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że wybierane przez nich produkty są tańsze niż kiedyś. Zazwyczaj ciężar cenowych promocji biorą na siebie producenci, którzy – aby nie stracić kontraktu z siecią – godzą się na mniej korzystne dla nich kontrakty. Przez to topnieją ich marże, a nierzadko płacą też mniej dostawcom surowców.

Zaciskanie pasa przez firmy ma jednak swoje granice. Na dłuższą metę nie da się przecież dokładać do biznesu i prędzej czy później musi ucierpieć jakość produktów. Na rynku żywności i napojów ratunkiem dla topniejących zysków coraz częściej staje się zmniejszanie gramatur. Czy ktoś pamięta jeszcze, że kiedyś kostka masła ważyła 250 gramów? Takich „cięć" nie brakuje także w przypadku innych produktów spożywczych. Zastosować je tym łatwiej, że zazwyczaj nie zwracamy uwagi, ile jogurtu, herbaty czy soku mieści się w opakowaniach, po które sięgamy w sklepach.

Zapowiedziany przez PiS podatek obrotowy z pewnością zaostrzy presję cenową ze strony sieci, co może zmusić producentów do dalszych oszczędności. Co mogą zrobić dostawcy? Trudno o prostą receptę. Nie od dziś wiadomo jednak, że chcąc być partnerem, z którym muszą się liczyć sieci handlowe, trzeba mieć silną markę, poszukiwaną i cenioną przez konsumentów. Wytwórnię produkującą pod marką własną sieci zawsze można przecież zastąpić tańszą.