Uznali, że różne agresywne działania i zapowiedzi obecnego rządu, dotyczące głównie sfery politycznej, niekorzystnie wpłyną na stan naszej gospodarki. Tak rzeczywiście może być, ale wcale nie musi. Dlatego wystarczyłoby, gdyby agencja zaznaczyła zaniepokojenie, ogłaszając tylko groźbę obniżenia ratingu. Niestety, zrobiła inaczej, a zapłacą za to wszyscy Polacy.
Ewidentnie słabą stroną obecnych rządów jest ciągły kłopot z publicznym ogłoszeniem, które z hojnych obietnic wyborczych mogą być szybko dotrzymane, a które, z przyczyn finansowych, muszą być odłożone na później. To powoduje niepokój u ekonomistów, w instytucjach finansowych i u inwestorów, i to zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Oni słuchają obietnic (kierowanych do wyborców) i boją się o przyszłość naszej gospodarki i swoich pieniędzy ulokowanych w polskich akcjach czy obligacjach.
Niestety, niektóre działania rządu mogą budzić obawy. Już dwukrotnie silnie uderzono w kondycję banków i podobne działania planuje się wobec handlu. Szykuje się też znaczący wzrost wydatków budżetowych związanych z dodatkami na dzieci (program 500+).
Jeżeli potem rząd przestanie wydawać pieniądze, jest szansa, że gospodarka to zniesie. Gdyby chciano zrealizować pozostałe obietnice, to nie ma szans na utrzymanie finansów w dobrym stanie, a tym bardziej na akceptację Brukseli.
Pierwsze, czego potrzeba, to rezygnacja PiS z agresywnej retoryki, słyszalnej już nie tylko w Polsce. Druga sprawa to wskazanie, na realizację których obietnic pozwala stan budżetu. Być może część trzeba odłożyć na później – i należy to głośno powiedzieć.