Wojna w Ukrainie pozwoliła na złapanie drugiego oddechu przez polski przemysł zbrojeniowy. Brzmi to może brutalnie, ale jest prawdziwe. Rosyjska agresja pokazała, jak bardzo Zachód – nie tylko pod względem politycznym – jest nieprzygotowany do wojny, która toczy się tuż za rogiem. Braki sprzętowe, zbyt małe zapasy amunicji – to wszystko stało się widoczne jak na dłoni.
Świat, w tym Polska, stara się nadrobić te niemrawe lata w dziedzinie obronności. Stąd także dobry czas dla naszego przemysłu.
Warto jednak ten dobry moment rozciągnąć na lata czy na dziesięciolecia. Świat stał się niebezpieczny i wygląda na to, że niestety takim pozostanie, a Polska będzie tak czy inaczej krajem frontowym. To jasne, że musimy mieć silną armię i silny przemysł obronny. Teraz mamy kilka świetnych fabryk i tyleż bardzo dobrych produktów. Jednocześnie wydajemy już naprawdę znaczące pieniądze na zbrojenia. Może warto zatem przemyśleć i zmienić strategię poprzedniej ekipy rządowej, która mnóstwo sprzętu kupowała za granicą, „z półki”. Wpływ takich zakupów na rozwój naszego przemysłu obronnego był w najlepszym razie niewielki. Owszem, tego rodzaju transakcjami można w miarę szybko załatać część dziur w wyposażeniu armii. Ale nie można dopuścić, żeby stało się to zasadą. Wówczas moglibyśmy się pożegnać z wizją poważniejszego rozwoju polskiej zbrojeniówki.
Do tego rozwoju potrzebna jest współpraca międzynarodowa, czyli rzecz, która w przypadku naszego sektora obronnego zwykle rodzi się w bólach. A przecież zagraniczne koncerny widzą, w jakim położeniu geopolitycznym znajduje się Polska, wiedzą, ile będzie się u nas wydawać pieniędzy na zbrojenia, i deklarują nie tylko dostawy sprzętu, lecz czasami bardzo daleko idące zaangażowanie w nasz przemysł obronny. Oczywiście, ciągle trzeba im mówić „sprawdzam”, ale jednocześnie tworzyć tego rodzaju szanse dla naszego przemysłu. Włączyć ten sektor w znacznie większym stopniu do krwiobiegu światowej zbrojeniówki.
Na takiej współpracy potęgę swojego przemysłu zbrojeniowego potrafili zbudować inni. A czasy mamy takie, że nie można bez odpowiedzi zostawiać pytania: dlaczego nie my?