Powodzie i susze, wojny i zamachy stanu, terroryzujący ludzi imigranci. To wszystko dzieje się w Europie i na świecie – ale na szczęście nie u nas. Dowodów nie trzeba daleko szukać. Wyszydzany przez niedowiarków polski sukces już przyciąga setki tysięcy imigrantów z Azji i Afryki. Malkontenci twierdzą, że wcale nie jadą do nas, ale z zakupionymi polskimi wizami Schengen chcą przedostać się dalej na zachód. Nasz rząd zadaje temu jednak kłam, rozważając (w odpowiedzi na wizowe insynuacje Berlina) wprowadzenie kontroli na granicy z Niemcami. Chodzi zapewne o to, że Niemcy zorientowali się, że u nas jest cud gospodarczy, więc szykują się do masowej emigracji zarobkowej do Polski. Ale nas nie zaskoczą i jak będzie trzeba, to postawimy mur na Odrze, tak jak USA na granicy z Meksykiem.
Jak zauważył prezes NBP, za polski cud bez wątpienia odpowiada znakomita polityka gospodarcza. Kiedy Europejski Bank Centralny podnosi stopy procentowe, obawiając się 6-proc. inflacji, nasz NBP już inflację pokonał. Według przyjętych właśnie założeń polityki pieniężnej z sukcesem realizujemy politykę utrzymywania inflacji na poziomie 2,5 proc. Obecnie jest wprawdzie jeszcze nieznacznie wyższa (czterokrotnie), ale nie ulega wątpliwości, że w najbliższych kwartałach sama z siebie spadnie do pożądanego poziomu. Szczególnie będzie spadać w ciągu najbliższych dwóch tygodni, kiedy Orlen dokona cudu i jeszcze bardziej obniży ceny benzyny, mimo rosnących cen ropy i coraz droższego dolara.
Nie ma co się dziwić znakomitej kondycji złotego w sytuacji, kiedy w świetnym stanie są nasze finanse publiczne. Niedawno rząd ogłosił, że po ośmiu miesiącach tego roku budżet państwa ma nadwyżkę 275 mld zł. Myślę, że wszyscy krytykanci (a takich niestety jeszcze u nas nie brakuje) powinni schować się do mysiej dziury. Zapowiadali jakieś wielkie deficyty – a tu, proszę bardzo, nadwyżka. Zapowiadali wzrost długu publicznego – a tu dług w relacji do PKB spadł z 57 proc. dwa lata temu do 49 proc. w końcu zeszłego roku.
Prawdziwa sytuacja wygląda troszkę inaczej. Mamy w Polsce nie tylko wciąż bardzo wysoką inflację (do wyborów nie spadnie poniżej 8–9 proc., zaraz potem spadać przestanie, a od początku przyszłego roku znów wzrośnie), ale również szybki wzrost nominalnych płac (o 12 proc.) i wysoki poziom oczekiwań inflacyjnych. Wszystko wskazuje na to, że wysoka inflacja nam się utrwala, być może na lata.
Komunikaty o nadwyżce budżetowej (wynikającej z ukrywania deficytu poza budżetem) mają charakter kabaretowy. Natomiast sprawa spadającej relacji długu do PKB wymaga wyjaśnienia. Rzeczywiście spada, mimo że odnotowujemy coraz większe deficyty (prawdziwe, nie te z komunikatów), a rząd zaciąga kolejne, gigantyczne długi, m.in. na zakupy broni i na wypłaty 13. i 14. emerytur (jest to ukryty dług emerytalny). Relacja długu do PKB spada, bo na razie inflacja pożera realną wartość długu, a strat tych nie pokrywają wypłacane posiadaczom obligacji niskie odsetki. Ale tylko do czasu. Już od przyszłego roku sprzedawane masowo obligacje indeksowane inflacją (poza pierwszym okresem) zaczną mieć znacznie wyższe oprocentowanie, a osłabienie złotego, które kiedyś przyjdzie, doprowadzi do natychmiastowego wzrostu wartości długów zagranicznych. Spowoduje to gwałtowny wzrost relacji zadłużenia do PKB, choć prognozy rządu mówią o wzroście tylko do 54 proc.