O praktykowaniu sprawiedliwości w sporach sądowych

Sprawy frankowe są podobne, ale nie takie same. Kiedyś przeminą i nie warto obniżać na ich kanwie standardów prawa do sądu. Jeśli prawo to zautomatyzujemy, to nic nie stanie na przeszkodzie, aby spory rozstrzygała sztuczna inteligencja.

Publikacja: 28.08.2023 03:00

O praktykowaniu sprawiedliwości w sporach sądowych

Foto: Adobe Stock

Wchodząc do budynku sądu, miewamy mieszane uczucia, ni to obawa, ni to nadzieja na sprawiedliwość. Stanisław Lec prześmiewczo konstatował, że „już sam znak paragrafu wygląda jak narzędzie tortury”. Nasze oczekiwanie na sprawiedliwość pisaną małą literą wiąże się z gwarancją „uważności”, którą dostaniemy, a pisane wielką literą – z rozwiązaniami konstytucyjnymi.

Zagwarantowane w art. 45 Konstytucji RP prawo do sądu to nie tylko prawo dostępu do sądu i prawo do uzyskania wiążącego rozstrzygnięcia swojej sprawy, ale także prawo do jej rozpoznania zgodnie z wymogami sprawiedliwości i jawności.

Mówiąc o prawie do sądu na myśl zasadnie przychodzą więc takie rzeczowniki jak „rzetelność”, „dokładność”, „analiza”, „obiektywizm”. A bardziej obrazowo już dawno opisywano to tak, że sprawiedliwość może być ślepa, ale chcielibyśmy, by sędzia daleko widział.

Sprawy skomplikowane i specjalistyczne

O sprawach frankowych w sądach słyszymy od lat, jest ich wiele i budzą malejące, ale wciąż poważne emocje. Tym razem niech będą źródłem paru myśli na temat prawa do sądu w praktyce. Wiemy, że są to spory masowe, mocno obciążające orzeczników, obecnie już w każdym zakątku kraju.

Jednak oprócz powszechności i medialności, sprawy frankowe charakteryzują się kumulacją zagadnień specjalistycznych, dotyczących ekonomii, bankowości, a nie tylko prawa cywilnego. Poruszane w nich problemy wymagają dodatkowo analizy w kontekście tak prawa Unii Europejskiej, jak i orzecznictwa europejskiego. Także tego, które jest pochodną odpowiedzi TSUE na pytania polskich sądów. A ostatecznie chcemy wierzyć, że TSUE pilnuje, by prawo było nie tylko „prawomocne, ale też prawdą mocne”.

Idealizując zakładamy, że sprawy frankowe winny być rozpoznawane z rozwagą i po szczegółowej analizie wszystkich indywidualnych kwestii odnoszących się do konkretnej sprawy, jak i najnowszego orzecznictwa. W praktyce w większości mamy jednak do czynienia z daleko idącym automatyzmem. Niestety, często tak daleko idącym, że skutkującym wydawaniem orzeczeń niemających nic wspólnego z rozpoznawaną sprawą, w których nie zgadzają się nie tylko numer czy rodzaj umowy kredytowej, ale nawet dane osobowe powodów oraz nazwa pozwanego banku.

Uzasadnienia kopiuj-wklej

Jak już ustaliliśmy powyżej, zgodnie z ustawą zasadniczą, każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy, bez nieuzasadnionej zwłoki, przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Kluczem do interpretacji tego przepisu w kontekście odpowiedzi na zadane pytania są szczególnie słowa: „każdy” i „rozpatrzenia sprawy”. Wywieść z nich trzeba, że strony postępowania (zarówno konsument, jak i przedsiębiorca) mają prawo do rzetelnego rozpoznania przedstawionego sądowi problemu/sporu przez pryzmat nieodłącznie związanych z nim indywidualnych, konkretnych okoliczności oraz zaprezentowanych argumentów.

W sprawach frankowych, ze względu na ich masowość, ukształtowała się jednak inna interpretacja „prawa do sądu”. Zbyt często jest to prawo do uzyskania orzeczenia typu „kopiuj-wklej”. I o ile przeklejanie fragmentów rozważań prawnych z innej, podobnej sprawy nie stanowi novum i zostało nawet ocenione przez SN jako prawidłowe sporządzenie uzasadnienia wyroku (choć ze zwróceniem uwagi na niedopuszczalność kopiowania błędów ortograficznych i gramatycznych oraz konieczność wskazania pierwotnego judykatu), to już pomyłki w zakresie podstawowych okoliczności faktycznych sprawy, danych stron, rodzaju umowy, zgłoszonych roszczeń czy określenia samego sądu orzekającego, trudno zaliczyć do takiego zgodnego z prawem korzystania z „know-how” innego sądu lub własnego w innej sprawie. Pośpiech ma tyle wspólnego z prawem do sądu, ile roztargnienie z robotą detektywistyczną.

Czy realizacją prawa do sądu będzie więc wydanie wyroku, w którego uzasadnieniu sąd myli nie tylko strony sporu, ale także rodzaj umowy, która jest przedmiotem tego postępowania, opisując inną pod względem konstrukcyjnym (np. kredyt indeksowany zamiast denominowany)?

Co pomyśli przedsiębiorca czy konsument – konstytucja nie czyni tu żadnego rozróżnienia, wskazując, że prawo do sądu ma „każdy” – kiedy po trzech latach procesu otrzymuje uzasadnienie, w którym żaden opis nie znajduje odzwierciedlenia w stanie faktycznym sprawy, a sąd stwierdza np., że nie było możliwości spłaty kredytu we frankach, podczas gdy powód spłacał kredyt wyłącznie we frankach od początku wykonywania umowy. Następnie sąd uznaje, że wypłata kredytu musiała nastąpić w złotych, kiedy ponad połowa środków została przekazana kredytobiorcy bezpośrednio we frankach. A dalej ocenia zeznania świadków pracowników banku, jako nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy, powołując się na to, że nie pamiętali powoda ani przebiegu procesu udzielania kredytu, podczas gdy świadkowie wprost przyznali, że znają powoda z pracy i doskonale pamiętają przebieg jego wnioskowania o kredyt. To przykład prawdziwy i – co może się wydawać wręcz niemożliwe – dotyczący jednej sprawy.

W kolejnej sąd z rozpędu ustalił nieważność umowy, podczas gdy powód w toku postępowania takiego roszczenia w ogóle nie zgłosił. Zasadność niezgłoszonego żądania została przy tym wyczerpująco uzasadniona. Inny – zgadzał się z sądem II instancji już w trakcie sprawy pierwszoinstancyjnej do tego stopnia, że w uzasadnieniu wyroku wypowiadał się od razu jako sąd odwoławczy, prawdopodobnie korzystając z dorobku tego ostatniego z innej, podobnej sprawy.

Jeszcze inny – zasądził zapłatę od powoda na rzecz pozwanego, pomimo braku zgłoszenia roszczenia wzajemnego przez pozwanego w toku sprawy. Powód więc, występując z własnym roszczeniem, sam został zobowiązany do jego zapłaty na rzecz strony przeciwnej.

W innej sprawie sąd, pisząc o uwzględnieniu powództwa w całości, zasądził jedynie kwoty, o które powód rozszerzył powództwo, pomijając większość dochodzonego roszczenia milczeniem. Kolejny – uwzględniając w całości powództwo o zapłatę w sentencji, w uzasadnieniu szeroko opisywał zasadność podniesionego przez pozwanego zarzutu potrącenia, co skutkować miało oddaleniem powództwa. I teraz – czy sąd pomylił się w sentencji czy w uzasadnieniu?

Reakcja drugiej instancji na błędy

To tylko kilka przykładów, które niestety nie stanowią rzadkich wyjątków od reguły i nie odbiegają od anegdot opowiadanych na sądowych korytarzach, a składają się na rzeczywistość procesów frankowych. Takie błędy jeszcze nie tak dawno skutkowałyby uznaniem w II instancji, że ta konkretna sprawa nie została przez sąd I instancji rozpoznana i tym samym – jej zwrotem do ponownej analizy. Przykłady z judykatury można tu mnożyć.

Jednak mimo to takiej refleksji często próżno szukać w sądzie odwoławczym, który przyznaje, że „błędy są”, ale „co do zasady wyrok odpowiada prawu”. Trudno przyjąć taką konstatację do wiadomości po lekturze uzasadnienia dającego przemożne wrażenie orzekania przez sąd w innej sprawie niż rozpoznawana. Cóż, waga Temidy też od czasu do czasu aż prosi się o kontrolę w społecznym Głównym Urzędzie Miar.

Zaprezentowany powyżej jaskrawy przykład z pomylonymi okolicznościami faktycznymi sprawy, został przez sąd odwoławczy całkowicie zbagatelizowany, a wyrok sądu I instancji ostał się w niezmienionym kształcie, mimo zupełnie nieprzystającego do realiów uzasadnienia.

Również pomyłki w rodzaju umowy sąd II instancji naprawia, tłumacząc, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy kredyt był denominowany czy indeksowany i nieistotne dla oceny prawidłowości orzeczenia sądu I instancji jest używanie tych pojęć wymiennie, jak i wskazywanie na abuzywność klauzuli waloryzacyjnej, której umowa kredytu denominowanego nie zawiera.

Dla sądu odwoławczego przesłanki do uchylenia wyroku do ponownego rozpoznania nie stanowi nawet brak uzasadnienia w zakresie uwzględnienia jednego z roszczeń przez sąd I instancji. Także w takiej sprawie sąd II instancji był w stanie dokonać kontroli instancyjnej i w jej wyniku uznał zasadność roszczenia, przy okazji „zabierając instancję” drugiej stronie.

Uzasadnienie wyroku stanowi odzwierciedlenie procesu myślowego i motywacji sędziego rozstrzygającego sprawę. Przeprowadza stronę i sąd odwoławczy przez analizę, która doprowadziła sąd do takiego, a nie innego orzeczenia. W jaki sposób zweryfikować taki proces, czytając o innym stanie faktycznym, jak i nierzadko o innej niż przedmiot sprawy umowie kredytu lub w ogóle nie mogąc się zapoznać z uzasadnieniem jednego z rozstrzygnięć, z uwagi na to, że nie zostało ono w tym zakresie sporządzone? I pytanie drugie: jak uznać, że taki wyrok odpowiada prawu?

Zdarzają się oczywiście przykłady budujące (choć zasadniczo winno się je określić jako przykłady odpowiadające prawu), w których rażące błędy są przyznawane, a sprawa rozpoznawana ponownie, zgodnie z wymogami sprawiedliwości. Jednak nikną one pod naporem orzeczeń „automatycznych”, których liczba wciąż rośnie i to szybciej niż liczba spraw.

Automatyczny nie znaczy sprawiedliwy

Opisane w tym tekście aberracje w praktykowaniu sprawiedliwości w sprawach sądowych wydarzyły się w paru ostatnich latach w polskich sądach. Sprawy frankowe są podobne, ale nie są takie same. Za jakiś czas przeminą i chyba nie warto obniżać na ich kanwie standardów w zakresie „prawa do sądu”. Bo jeżeli prawo do sądu zautomatyzujemy, to nie stanie już nic na przeszkodzie, aby sztuczna inteligencja na bazie wyroków SN i TSUE zaczęła rozstrzygać spory. Będzie jeszcze szybciej i ostatecznie taniej, tylko czy to byłoby jeszcze doświadczanie „sprawiedliwego” procesu?

Autorzy są radcami prawnymi związanymi z Santander Bank Polska

Wchodząc do budynku sądu, miewamy mieszane uczucia, ni to obawa, ni to nadzieja na sprawiedliwość. Stanisław Lec prześmiewczo konstatował, że „już sam znak paragrafu wygląda jak narzędzie tortury”. Nasze oczekiwanie na sprawiedliwość pisaną małą literą wiąże się z gwarancją „uważności”, którą dostaniemy, a pisane wielką literą – z rozwiązaniami konstytucyjnymi.

Zagwarantowane w art. 45 Konstytucji RP prawo do sądu to nie tylko prawo dostępu do sądu i prawo do uzyskania wiążącego rozstrzygnięcia swojej sprawy, ale także prawo do jej rozpoznania zgodnie z wymogami sprawiedliwości i jawności.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?