Miałem dzisiaj napisać komentarz po comiesięcznym stand-upie prezesa NBP. Mógłbym skupić się na bon motach i lapsusach Adam Glapińskiego, na dominujących w jego wystąpieniu dygresjach i niezwykle silnych wątkach politycznych (z gromieniem opozycji włącznie). Mógłby, ale tym razem napiszę tylko, że po wysłuchaniu półtoragodzinnej tzw. konferencji prasowej trudno dociec, co jest faktycznym głównym celem banku centralnego pod jego kierownictwem.
Sądząc po akcentach jego wystąpienia to płace realne Polaków, które wprawdzie ostatnio spadają, ale „wkrótce zaczną rosnąć”. Prezes podkreślał, że „wynagrodzenia realne, po uwzględnieniu inflacji, są 22 proc. wyższe niż w 2015 r.” (rok, w którym władzę przejął PiS – red.), a „płaca minimalna o 36 proc.”.
Drugim kluczowym celem banku centralnego – biorąc pod uwagę proporcje czasu i akcenty wystąpienia prezesa – zdaje się być „bardzo dobra sytuacja na rynku pracy”. Adam Glapiński podkreślał że „bezrobocie jest historycznie niskie” dodając, żeby nie było wątpliwości, że „to jest zasługa dobrej polityki”.
Było owszem, ale niezbyt długo, o inflacji bazowej (tej zależnej od polityki monetarnej), „która rośnie, ale zacznie spadać”. Wielkiej determinacji do sprowadzenia wzrostu cen do cywilizowanego poziomu niestety w tym nie widać.