Ponieważ mijający rok był gorszy, niż mogli oczekiwać najwięksi czarnowidze, uznałem, że tym razem nie powinniśmy dać się zaskoczyć. Wzorując się na dzielnych policjantach, wezwałem zarówno Stary, jak Nowy Rok na wspólne przesłuchanie. Stosując sprawdzone metody śledcze, postanowiłem za jednym zamachem osiągnąć trzy cele. Po pierwsze, usłyszeć, co ma na swoje usprawiedliwienie Stary. Po drugie, po dobroci lub pod przymusem (w formie dozwolonej przez prawo) wydobyć z Nowego, jakie są jego zamiary na najbliższe 12 miesięcy. No i po trzecie, skonfrontować obu, obnażając matactwa i zmuszając ich do wyznania prawdy.

Na moje uprzejme zaproszenie Stary i Nowy usiedli na krzesłach i nerwowo rozejrzeli się po pokoju przesłuchań. Początkowo postanowiłem stosować metodę „dobrego policjanta”, poczęstowałem więc Starego kieliszkiem szampana, a Nowego szklaneczką gazowanego soku (bo niepełnoletni). Obaj zdziwili się, że naczynka były takie małe. No cóż, shrinkflacja, wyjaśniłem, dodając, że budżet nie jest z gumy. Obaj pokiwali ze zrozumieniem głowami, co wykorzystałem do gwałtownego zaostrzenia tonu.

No i co dalej z inflacją? – spytałem, patrząc na obu oskarżycielskim wzrokiem. Na początku zarówno Stary, jak Nowy stwierdzili, że nie wiedzą, o czym mówię, bo inflacja to nie ich wina, tylko Putina. Kiedy jednak przedstawiłem dowody, że tak nie jest (w tym rosnący od dwóch lat wskaźnik wyliczanej przez NBP inflacji bazowej, pomijającej wzrost cen energii i żywności), zaczęli się nawzajem oskarżać. Stary oskarżał Nowego o to, że w najbliższych miesiącach inflacja przekroczy 20 proc., a więc więcej, niż było u niego. Nowy bronił się, mówiąc, że to tylko efekt zdarzeń z przeszłości, a zaraz potem powinna się mocno obniżyć. Na to Stary zaczął dowodzić, że owszem, obniży się skutkiem statystycznego efektu wysokiej bazy, ale potem ustabilizuje się na poziomie kilkunastu procent. – A czyja to wina? – wściekł się Nowy. Przecież to w twoich czasach płace zaczęły rosnąć w tempie 14 proc., a oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych urosły do blisko 19 proc.

No tak, zaperzył się Stary, ale w moich czasach nie było recesji, a wzrost PKB wyniesie zapewne 3,5 proc. Jasne, zadrwił Nowy, tylko że ten twój wzrost z kwartału na kwartał spadał, w ostatnim pewnie był już ujemny. A ja zapłacę za to recesją w pierwszym półroczu. Żebyś chociaż załatwił te unijne pieniądze, co mi jeszcze w połowie grudnia obiecywałeś, byłoby łatwiej o odbicie w drugim półroczu! A tak to będą problemy. A do tego finanse publiczne zostawiasz mi takie, że tylko patrzeć, jak będą poważne kłopoty (Stary wzruszył ramionami, sugerując, że to nie jego wina).

– Cicho, panowie! – zainterweniowałem, żeby przerwać kłótnię. – Pewnie, rzekłem, że Stary przekazuje Nowemu cały worek problemów (Stary ironicznie się uśmiechnął). Pewnie, że Nowy ma dodatkowo na głowie wariata za wschodnią granicą i widmo przedwyborczych szaleństw finansowych w kraju (Nowy tylko ciężko westchnął). Ale kochani, pamiętajcie, że zdołaliśmy już przetrwać w Polsce gorsze kłopoty. Była i latami dwucyfrowa inflacja, i spadki PKB, i kryzysy budżetowe, i bezrobocie ponad 20 proc., które zresztą teraz raczej nam nie grozi. Więc i ten rok przetrwamy, oby w jak najlepszej formie. Napijcie się ze mną za pomyślność, kończymy przesłuchania i bierzemy się do roboty!