Paweł Wojciechowski: Kłamstwo socjalne

Ekonomiści z Glasgow policzyli, że cięcia wydatków na usługi społeczne za rządów torysów w latach 2012–2019 przyczyniły się do zgonu 334 tys. Brytyjczyków. A co możemy powiedzieć o bilansie polityki społecznej siedmiu lat rządów PiS?

Publikacja: 28.10.2022 03:00

Paweł Wojciechowski: Kłamstwo socjalne

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Zupełnie nic. Choć zaniedbania widać gołym okiem, to kalkulacji nikt nie robi. Na tym można by poprzestać, ale lektura raportu w „Journal of Epidemiology and Community Health” zmusza nas do zastanowienia się nad priorytetami polityki społecznej w Polsce. Pod względem udziału wydatków społecznych w PKB za rządów PiS dotarliśmy bowiem do średniej unijnej. Awans zawdzięczamy jednak tylko wzrostowi wydatków na świadczenia rodzinne i emerytalne. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wydatki na zdrowie, to nadal mocno odstajemy od europejskich norm.

Próba bilansu minionych lat powinna więc sprowokować dyskusję o polityce społecznej. Kluczowa kwestia to: czy mocniej wspierać usługi społeczne czy transfery pieniężne? Jak lepiej adresować politykę społeczną i co robić, aby wspierała rozwój gospodarczy?

Tymczasem dziś każda debata zaczyna się i kończy na 500+, a właściwie na niekończącym się rządowym festiwalu kolejnych „plusów”. Co w istocie sprowadza się do kwestii: „komu tu jeszcze dać?”.

Jak zauważają Katarzyna Kłosińska i Michał Rusinek w książce „Dobra zmiana”, samo pojęcie „plus” pełni wyłącznie funkcję retoryczną. Ma nieść skojarzenia z obfitością, z nadmiarem, a przez to z sukcesem. Zapewne dlatego obecnie w Sejmie omawiane jest „Małżeństwo plus”, które ma docenić dotrzymanie przysięgi małżeńskiej przez co najmniej 40 lat. Wcześniej mieliśmy różne plusy, nawet kuriozalną „Świnię plus”. Teraz w walce z inflacją rząd również sięga po dalsze, w istocie zaś finansowe datki o charakterze osłonowym, np. dopłaty do węgla czy innych paliw.

Kłamstwo socjalne, jakie od lat serwuje nam rząd, polega na tym, że polityka społeczna sprowadza się do prostych transferów. Te zaś nie grzeszą solidarnością. Nadmiar wydawanych na nie pieniędzy ogranicza inne wydatki społeczne, w tym na ochronę zdrowia. Ludzie nie wiedzą zaś, że im więcej rozmaitych „plusów”, tym dłuższy „minus” dla przychodni i szpitali.

Nie wiadomo także, czy i kiedy to dodawanie wydatków się skończy ani kto zostanie na lodzie. Wszystkie te „plusy” napędzają inflację. Co w ogóle stawia pod znakiem zapytania ich sens ekonomiczny i rozważania, czy można inaczej.

Dla tak pomyślanych transferów nie wprowadzono progu dochodowego. Rzekomo ma to wymiar „godnościowy”. Może to być rozumiane tylko w znaczeniu godności wsparcia dla wszystkich rodzin w Polsce. I tylko w tym rozumieniu „godnościowe 500+” warto popierać. Inaczej sprawa wygląda, jeśli to wyrażenie ma oznaczać brak stygmatyzowania odbiorców pomocy, dlatego że są biedni. W nowoczesnym państwie nikt już nie stoi w kolejce po „kuroniówkę” lub zasiłek. Pieniądze przychodzą na konto.

Warto więc podkreślać, na czym ma polegać efekt godnościowy, o którym tyle słyszymy. Ograniczenie polityki społecznej do kontynuowania serii prostych transferów świadczy nie tylko o intelektualnym lenistwie rządzących, ale też i o kompletnym braku na nią pomysłu. Dlatego obecny kryzys gospodarczy może, a nawet powinien być katalizatorem działań, mających na celu stworzenie jej niemalże od nowa. Wcześniej jednak trzeba obnażyć propagandowe kłamstwo, ukryte pod pięknymi frazesami o solidarności i sprawiedliwości. Jeśli przywrócimy tym słowom prawdziwe znaczenie, to możliwe będzie wypracowanie wizji polityki opartej na inwestycjach społecznych, ukierunkowanej na wyrównywanie szans, ograniczanie nierówności i ubóstwa. I to będzie jej prawdziwy „plus”.

Zupełnie nic. Choć zaniedbania widać gołym okiem, to kalkulacji nikt nie robi. Na tym można by poprzestać, ale lektura raportu w „Journal of Epidemiology and Community Health” zmusza nas do zastanowienia się nad priorytetami polityki społecznej w Polsce. Pod względem udziału wydatków społecznych w PKB za rządów PiS dotarliśmy bowiem do średniej unijnej. Awans zawdzięczamy jednak tylko wzrostowi wydatków na świadczenia rodzinne i emerytalne. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wydatki na zdrowie, to nadal mocno odstajemy od europejskich norm.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację