W Polsce wydobywa się rocznie 53 mln ton węgla kamiennego i 40 mln ton brunatnego. Ten drugi jest wykorzystywany niemal wyłącznie w elektrowniach, pierwszy – zarówno w elektrowniach, jak i w gospodarstwach domowych, ciepłowniach ogrzewających szpitale, szkoły itd.
Do wiosny importowaliśmy 10 mln ton węgla rocznie, głównie z Rosji, przede wszystkim dla gospodarstw domowych ogrzewających się m.in. kopciuchami emitującymi duże ilości trujących substancji. Agresja Rosji w Ukrainie spowodowała nałożenie w kwietniu embarga na import z kraju agresora.
W rezultacie się okazało, że zabraknie węgla grzewczego, bo zapasów brak, a rodzime wydobycie jest daleko niewystarczające. Tymczasem „the winter is coming”, jak mówi słynna fraza z serialu. Rośnie uzasadniona obawa, że od jesieni grozi nam zapaść.
I co w tej sytuacji robi nasz rząd? Poleca rządowej Agencji Rezerw Strategicznych zakup 10 mln ton opału i utworzenie zapasów, na co przeznaczono 3 mld zł. Tymczasem do 9 października – jak wynika z kontroli poselskiej w Agencji – żadne zakupy tam nie nastąpiły.
Gwałtowne starania o węgiel z zagranicy podjęły natomiast dwa państwowe wyspecjalizowane podmioty – Węglokoks i PGE Paliwa. Zakontraktowały ok. 2,5 mln ton węgla (stan na 30 września br.), ale znaczące jego ilości jeszcze nie dotarły do Polski.