Witold M. Orłowski: Reparacje na ciężkie czasy

Amerykański ekonomista Nouriel Roubini ostrzegł właśnie, że w przyszłym roku szykuje się w gospodarce światowej potężny kryzys, a właściwie kilka kryzysów naraz.

Publikacja: 27.07.2022 21:16

Witold M. Orłowski: Reparacje na ciężkie czasy

Foto: Adobe Stock

Według Roubiniego trwały wzrost inflacji zmusi banki centralne do gwałtownego zacieśnienia polityki pieniężnej, co doprowadzi świat do długotrwałej stagflacji. Giełdy zareagują na sytuację dramatycznym spadkiem. A jeśli dodać do tego prawdopodobny globalny kryzys zadłużeniowy, szykuje się prawdziwy gospodarczy armagedon.

Media traktują Roubiniego bardzo serio, przypominając, że przewidział globalny kryzys w roku 2008. Wiarę w jego nieomylność zmniejsza nieco fakt, że nieodmiennie, od 20 lat, niemal co rok prognozuje kryzys. Jak usiłowałem obliczyć, przewidział już w tym czasie chyba dziesięć globalnych recesji, cztery razy prognozował w kolejnym roku rozpad strefy euro, a o szybkim załamaniu giełd mówił kilkanaście razy. Taka konsekwencja popłaca – kiedy katastroficzna prognoza raz się sprawdza, pesymista dorabia się opinii proroka.

Na marginesie warto zauważyć, że dla ekonomisty zdecydowanie lepiej być pesymistą. Jeśli pesymistyczna prognoza nie sprawdza się, zadowoleni ludzie nie mają za złe błędu. Jeśli się sprawdza, prognozujący zyskuje z miejsca sławę proroka. A w końcu zawsze się kiedyś sprawdzi, bo nawet stojący zegar dwa razy na dobę pokazuje właściwą godzinę.

Z wrodzonego pesymizmu Roubiniego można oczywiście lekko kpić, ale dziś jest w nim wiele racji. Rzeczywiście jest czego się obawiać: w ciągu dwóch lat światowe ceny ropy naftowej wzrosły trzy razy, węgla – pięć, a gazu ziemnego – osiem. Przypomina to szok naftowy w roku 1973 i następującą po nim kilkuletnią stagflację.

Banki centralne obawiają się recesji i nie reagują na inflację wysokimi podwyżkami stóp, ale prędzej czy później to się zmieni (w roku 1980 stopy w USA wzrosły do 20 proc.). To prowadzi nas do problemu zadłużenia: na razie nie jest aż tak źle, bo w wyniku inflacji i niskich stóp ciężar globalnego zadłużenia nieco spada. Po pandemicznym skoku do 260 proc. pod koniec 2021 r. spadło do 249 proc. światowego PKB.

Kiedy jednak dojdzie do dużych podwyżek stóp procentowych w USA i strefie euro, wiele zadłużonych firm i rządów znajdzie się w dramatycznej sytuacji (w latach 80. zbankrutowało 50 krajów). Co gorsza, Europa jest znacznie bardziej narażona na wstrząsy niż reszta świata: na naszym kontynencie toczy się wojna, ceny gazu wzrosły w ciągu dwóch lat aż 20-krotnie, ewentualne odcięcie od dostaw z Rosji może prowadzić do potężnej recesji, a kraje południa strefy euro należą do najbardziej zadłużonych na świecie. Scenariusz Roubiniego wygląda więc niepokojąco realnie, jeśli nie w ciągu roku, to w ciągu kilku lat.

Jak zniosłaby taką sytuację Polska? Jesteśmy oczywiście szczególnie narażeni na różnorodne szoki, które mogą mieć miejsce w Europie, a fundamenty finansowe naszego bezpieczeństwa zostały w ciągu ostatnich kilku lat osłabione przez beztroską politykę rządu i brak odpowiedniej reakcji ze strony NBP. Musimy więc zachować dziś w polityce gospodarczej szczególną ostrożność, umiejętnie odbudowywać jej wiarygodność i być gotowym na radykalne działania, gdyby zmaterializowały się czające się wokół zagrożenia.

Ciekawe tylko, jak to zrobić w sytuacji, kiedy rząd myśli tylko o spadających słupkach poparcia i braku węgla, NBP – o tym, jak pomóc rządowi, a planem rozwiązania problemów jest rezygnacja z pieniędzy z KPO i zmuszenie Niemiec, żeby wypłaciły nam reparacje za dwie wojny światowe. Dotąd była mowa o jednej, ale nasze potrzeby dynamicznie rosną.

Według Roubiniego trwały wzrost inflacji zmusi banki centralne do gwałtownego zacieśnienia polityki pieniężnej, co doprowadzi świat do długotrwałej stagflacji. Giełdy zareagują na sytuację dramatycznym spadkiem. A jeśli dodać do tego prawdopodobny globalny kryzys zadłużeniowy, szykuje się prawdziwy gospodarczy armagedon.

Media traktują Roubiniego bardzo serio, przypominając, że przewidział globalny kryzys w roku 2008. Wiarę w jego nieomylność zmniejsza nieco fakt, że nieodmiennie, od 20 lat, niemal co rok prognozuje kryzys. Jak usiłowałem obliczyć, przewidział już w tym czasie chyba dziesięć globalnych recesji, cztery razy prognozował w kolejnym roku rozpad strefy euro, a o szybkim załamaniu giełd mówił kilkanaście razy. Taka konsekwencja popłaca – kiedy katastroficzna prognoza raz się sprawdza, pesymista dorabia się opinii proroka.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację