Zachodnie sankcje już dobrych kilka tygodni temu określono jako „bez precedensu”. Od początku jednak była to nie tyle całkowita blokada, ile – w miarę możliwości starannie przygotowane – sito. Weźmy choćby słynne zamrażanie majątków osób powiązanych z Kremlem, w szczególności oligarchów. Przykładowo, po stronie amerykańskiej za egzekwowanie blokady odpowiada Office of Foreign Assets Control Departamentu Skarbu USA, które stosuje w swoich działaniach metodę prostą jak budowa cepa: próg 50 proc. udziałów. Innymi słowy, blokadzie majątku podlegają tylko te spółki, w których dany oligarcha czy inna osoba objęta sankcjami posiada większość udziałów. I rzecz jasna, efekt jest taki, że rosyjscy oligarchowie przez ostatnie kilkanaście tygodni masowo wyzbywali się częściowych udziałów w rozmaitych spółkach. Podobną rolę odgrywają piętrowe udziały w kolejnych łańcuchach spółek, piramidy, które skutecznie maskują nazwisko ostatecznego – realnego – właściciela. Te luki Zachód próbuje domykać: przykładem może być potężny superjacht „Dilbar”, należący formalnie do siostry rosyjskiego oligarchy Aliszera Usmanowa, który został zatrzymany przez Niemców tuż przed Wielkanocą.

Czytaj więcej

Spożywczy cios w Rosję. Piąty pakiet sankcji może zaboleć najbardziej

Bolesną, choć nieformalną, karą za agresję była wymuszona przez zachodnią opinię publiczną rejterada koncernów z Rosji i po części z Białorusi. W jej wyniku w Moskwie bez pracy ma się znaleźć w tym roku 200 tys. osób, w całej Rosji – aż 9 mln. Oczywiście duża część zwolnionych zapewne wcześniej czy później znajdzie nowe miejsce pracy. Tym bardziej że – jak przekonują sami Rosjanie i Białorusini – zza Buga wycofują się tylko te firmy, które zachodnia opinia publiczna wskazała palcem. Jeżeli firma nie istnieje w powszechnej świadomości albo dysponuje spółką, która dyskretnie, pod inną nazwą działa na Wschodzie, to z reguły jej działalność jest kontynuowana. To kolejne wielkie oczko w sieci.

Ale trzeba też powiedzieć, że Rosjanie skutecznie karzą się sami. Dlatego właśnie rosyjscy producenci żywności proszą Kreml, żeby nie blokował granic dla unijnych tirów – wtedy zostaną całkowicie odcięci od niezbędnych dostaw. A Moskwa już strzeliła sobie w stopę, odcinając kraj od Facebooka i Instagrama: owszem, Kreml zadbał o to, by zachodnia opinia publiczna i media nie mogły mieszać Rosjanom w głowie, ale jednocześnie odciął też setki, może tysiące małych rosyjskich firm od jedynej platformy handlowej, jaką miały. W Rosji bowiem, jak i na Zachodzie, dziesiątki niewielkich rodzinnych działalności gospodarczych funkcjonowały wyłącznie z wykorzystaniem swojego profilu oraz grupy klientów śledzących publikowane tam informacje o nowych produktach. Jedną decyzją Kreml postawił na nich kreskę lepiej, niż zrobiłyby to jakiekolwiek zachodnie sankcje.

Tak oto, wprost lub pośrednio, embargo paraliżuje objęty nimi kraj. Nie zamraża go natychmiast, lecz stopniowo odbiera mu kolejne potencjalne możliwości. Nie przekreśla już podjętych działań, lecz skutecznie uniemożliwia kolejne. Dlatego też nie stawiajmy kreski na sankcjach.