Choć pierwsze przesłuchania rozpoczną się w sztokholmskim arbitrażu jesienią, Rosjanie i Ukraińcy coraz bardziej podgrzewają temperaturę wokół swoich wzajemnych pozwów. Ostatnio szefowie ukraińskiego koncernu tłumaczyli zakup opancerzonego mercedesa za 200 tys. dol., właśnie zbliżającymi się przesłuchaniami w Sztokholmie. Mercedes ma tam chronić szefa koncernu przed... Gazpromem. Andrij Kobolew jest jednocześnie świadkiem, powodem i pozwanym.
Jakie niebezpieczeństwo grozi prezesowi ze strony Gazpromu? Tego nikt nie precyzuje, ale w świat idzie konkretny sygnał. Warto mieć w kieszeni kilka granatów na wypadek, gdyby szwedzki sąd zapomniał, po której stronie ma być sprawiedliwość.
Jeden z menadżerów Naftogazu pisze więc na portalu społecznościowym, że szybko uda się ściągnąć od Rosjan wymagane 27 mld dol. z odsetkami za kilka lat (a więc blisko 50 mld dol.), bo Gazprom ma wiele aktywów w całej Europie, na które może sprawnie wejść sądowy komornik. Do tego są to aktywa nie chronione przez Rosję, więc łatwe do przejęcia. Czyli Naftogaz już wie, że sprawę wygra.
Takie „granaty" dla arbitrażu w Sztokholmie ma także Gazprom. Koncern od początku roku zasypuje sąd nowymi wnioskami, dokumentami i zgłoszeniami świadków. W marcu zwiększył poziom pretensji do blisko 32 mld dol.. Kilka dni temu zaczęły pojawiać się w Rosji kontrolowane przecieki prasowe o wznowieniu rozmów z Turcją o budowie gazociągu Turcji Potok. To ta rura ma pozbawić Ukrainę tranzytu rosyjskiego gazu, a więc nie tylko 2 mld dol. wpływów rocznie, ale i karty przetargowej w rozmowach w Rosjanami i Unią.
Nie chciałabym więc być na miejscu sędziów ze Sztokholmu. Pierwsze przesłuchania zapowiadane są na wrzesień, a już obie strony zgromadziły w kieszeniach po kilka granatów. Wyrok (połowa 2017 r) na korzyść jednej czy drugiej strony doprowadzi do odpalenia któregoś z nich. A wtedy trudno o gazowy spokój w regionie.