Władze Walonii, biedniejszego regionu UE, blokują podpisanie umowy handlowej z Kanadą, nie mając w tym żadnego żywotnego interesu. Bo ich obroty handlowe z Kanadą są nikłe, nawet więc gdyby CETA była tak zła, jak twierdzą, żadnych szkód by nie ponieśli.
W ten sposób 28 krajów, bo w praktyce także Belgia, stało się zakładnikiem ambicji politycznych walońskich socjalistów. Nie jest tak, że mały kraj nie może blokować ważnej unijnej decyzji, ale musi to być naprawdę kluczowe dla jego interesów. Wtedy w pocie czoła wypracowuje się kompromis.
Tutaj do niczego takiego nie doszło. A mimo to żadna oficjalna krytyka nie nastąpiła, szefowie unijnych instytucji z troską pochylili się nad postulatami Walonów. Bo przecież to socjaliści, a Belgia to bardzo cywilizowany kraj założycielski UE. I to mówimy o dziedzinie, w której od lat obowiązują decyzje większościowe i wyjątkowo dla CETA zmieniono tryb na jednomyślny, żeby zadowolić socjalistów z Francji i Niemiec.
Jednocześnie mamy politykę wobec uchodźców, w której kilka krajów Europy Środkowo-Wschodniej ośmieliło się mieć inne zdanie niż reszta. Ich opór nie był kaprysem, dotyczył żywotnych interesów państwa. I to w polityce, w której traktaty unijne nie są tak jasne, jak w przypadku handlu: w ogóle nie wiadomo, czy UE ma tu jakieś kompetencje.
W reakcji padły groźby i pouczenia, że oporne narody nie dorosły do bycia Europejczykami. Pomijam ocenę jakości CETA i sensowności obowiązkowych kwot uchodźców, bo nie o to tutaj chodzi. Każdy kraj może mieć swoje interesy i może ich na forum UE bronić. Okazuje się jednak, że interesy niektórych są bardziej europejskie niż innych.