Cały potencjał europejskiej dyplomacji wykorzystywany jest od dłuższego czasu na walkę z destrukcją projektu europejskiego. To działania w znakomitej większości defensywne. A wszędzie tam, gdzie z kryzysu rodzą się zalążki działań pozytywnych, napotykamy fundamentalne problemy. Tak jak choćby z projektem unii bankowej. Jej konstrukcja w ekwilibrystyczny sposób wznoszona jest od góry, od nadzorczej czapy, wciśniętej na Europejski Bank Centralny, a nie – jak być powinno – od dołu, czyli od ujednoliconego mechanizmu naprawczego banków. Tak było z przesuwanym terminem wdrożenia dyrektywy MiFID II, kompleksowo regulującej rynki finansowe po kryzysie.
Rządy rządzą Unią
Kryzys znacząco odkształcił tradycyjny proces decyzyjny w Unii. Przy braku akceptacji dla wprowadzenia uzgodnionych i podjętych w ramach konsensu zmian traktatowych, które sankcjonowałyby doświadczenia zdobyte przez UE w trudnych czasach i przekuwały je w pozytywne reformy instytucjonalne, posuwające naprzód projekt europejski, na pierwszy plan wysunęły się porozumienia międzyrządowe. Prawdopodobnie ten spontaniczny sposób zarządzania kryzysem uchronił Unię przed rozpadem. Ale trudno nie zauważyć, że przy okazji zatarciu uległ mechanizm wspólnotowości.
Dlatego, jeśli Europa dojrzeje w końcu do zmian traktatowych sankcjonujących pokryzysowe doświadczenia, a bez wątpienia tak właśnie wcześniej czy później się stanie, projekt nowego traktatu będzie mocno kontestowany. Kontestować go będą kraje, które w nikłym stopniu inicjowały wcześniejsze porozumienia międzyrządowe. Te państwa, które były do porozumień włączane lub z nich wyłączane przez silniejszych partnerów.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że nowy traktat europejski usankcjonuje instytucjonalny podział na Unię różnych prędkości. Ale też, co dla wielu obserwatorów już mniej oczywiste, sam traktat nie uczyni jeszcze z europejskiego jądra gospodarczej potęgi. Dla nadania Europie dynamiki i witalności trzeba dużo więcej niż tylko budżet strefy euro, parlament tej strefy czy jej minister finansów.
Projekt europejski wciąż jest w głębokiej defensywie. Wciąż trwają zmagania o to, żeby ten projekt nie rozsypał się jak domek z kart. Ale co z refleksją nad przyszłością Unii? Co z pozytywnym projektem niezbędnych reform? Mamy białą księgę przewodniczącego Junckera z zarysem pięciu scenariuszy przyszłości europejskiego projektu. Ale to czysta polityka. Trudno przewidzieć, kiedy i czy w ogóle doczekamy się wreszcie szczytu poświęconego przezwyciężeniu strukturalnych słabości europejskiego projektu. Tego dziś najbardziej potrzebujemy.