I faktycznie, sieci handlowe, które w ostatnich latach próbowały nas łowić sposobem „na Mikołaja" zaraz po uprzątnięciu z półek kolekcji zniczy, w tym roku nie spieszą się z gwiazdkową ofensywą. W ich reklamach na razie z rzadka pojawia się motyw świąt – chyba że są to reklamy skierowane do sezonowych pracowników. O ile handlowcy w tym roku wstrzymują się z polowaniem na klientów, o tyle wyjątkowo wcześnie zaczęli zabiegać o ręce do pracy na najlepszy w roku gwiazdkowy sezon.
W warszawskim metrze jedna z sieci supermarketów już od końca października reklamuje oferty pracy przed świętami. Popularny dyskont na plakatach wyklejonych przy wejściu promuje już nie tylko cenowe okazje, ale także stabilne zatrudnienie na etacie z bogatą ofertą dodatkowych świadczeń. Handlowcy dobrze wiedzą, że bez tysięcy sezonowych pracowników, którzy wyłożą na półki tony świątecznych towarów i usiądą za kasami, nawet najlepsza promocja nie zapewni im obrotów. Jeszcze przed dwoma–trzema laty wystarczyło tydzień przed sezonem zgłosić się do agencji zatrudnienia albo dać ogłoszenie w lokalnej gazecie, by móc przebierać w chętnych do pracy. Tamte czasy minęły, o czym przypomina malejąca liczba bezrobotnych (w październiku spadła o 46 tys., do niespełna 1,1 mln osób) i rosnąca liczba firm zgłaszających problemy z pozyskaniem pracowników.
A w grudniu dodatkowych pracowników będą potrzebować nie tylko sklepy. W szczycie przedgwiazdkowej gorączki będą oni na wagę złota także na poczcie, w firmach kurierskich i kateringowych oraz restauracjach, bo wszak to także sezon firmowych wigilii. Handlowy św. Mikołaj musi więc w tym roku nie tylko postarać się o atrakcyjna ofertę podarków, ale i skompletować zawczasu ekipę elfów.