Na rynku mieszkaniowym nadal jest miejsce dla kolejnych inwestorów – nie mają wątpliwości eksperci. Nowoczesne lokale na dobrze skomunikowanych osiedlach nie czekają długo na lokatorów. Deweloperzy idą kupującym na rękę, oferując w pełni wykończone mieszkania, a nawet usługi zarządzania najmem. Pomagają też przebrnąć przez procedury kredytowe.
Na nieruchomości zadłużają się nie tylko kupujący cztery kąty dla siebie. Z kredytów mieszkaniowych chętnie korzystają też inwestorzy. Są tacy, którzy wolą kupić kilka mieszkań na kredyt (wykładając oszczędności na wkład własny) niż jedno za gotówkę.
Powód jest prosty. Kredyty nadal są relatywnie tanie, bo stopy procentowe utrzymują się na historycznie niskim poziomie. Dzięki temu miesięczna rata kredytu jest z reguły niższa niż stawka najmu.
Z najnowszych wyliczeń firmy Emmerson Evaluation wynika, że kawalerkę w Warszawie można wynająć przeciętnie za 1,2–1,9 tys. zł, w zależności od adresu, standardu, wykończenia. Rata za jednopokojowy lokal wynosi zaś średnio 1,3 tys. zł miesięcznie (przy założeniu, że kredytobiorca zadłuża się na 30 lat, mając 20 proc. wkładu własnego). Wynajem dwóch pokoi kosztuje w stolicy 1,9–2,6 tys. zł, podczas gdy kupując takie mieszkanie na kredyt, trzeba oddawać bankowi średnio 1,7 tys. zł miesięcznie. W Krakowie najemca za wynajem kawalerki płaci średnio 1,1–1,8 tys. zł, a kredytobiorca spłaca ratę w wysokości ok. 1,2 tys. zł. Podobnie jest w innych miastach. Hossa na rynku mieszkaniowym idzie w parze z hossą na rynku kredytów hipotecznych.
Jak podaje Biuro Informacji Kredytowej, w marcu tego roku popyt na kredyty był większy o 13 proc. niż rok temu. Średnia kwota, o jaką ubiegają się klienci, to już 244,1 tys. zł – o 9 proc. więcej niż w marcu ubiegłego roku. Pożyczamy więcej nie tylko dlatego, że mieszkania drożeją. Wielu kredytobiorców pozbywa się starych długów i zaciąga nowe – na większe i lepsze nieruchomości. Mało kto spłaca swoje pierwsze kredyty tyle lat, na ile je zaciągnął.