Karierę w ostatnim czasie robi termin „urbanistyka łanowa", czyli segmenty, ale i bloki wielorodzinne stawiane na wąskich i długich działkach, będących niegdyś polami uprawnymi. Ziemia bliżej centrum miast jest droga, mieszkaniowa ekspansja rozlała się więc na peryferia, gdzie szeroko rozumianej infrastruktury po prostu brak. Internetowi łowcy deweloperskich absurdów prowadzą licytację na szokujące zdjęcia. Okazuje się, że można u nas postawić nawet osiedle domów jednorodzinnych z drogą jak z „Chłopów" – może inwestor utwardzi ją tłuczniem na wiosnę, a może nie. Efekt tego wszystkiego? Taki jak opisują eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego: przestrzenny chaos generuje koszty gospodarcze, środowiskowe i społeczne idące w dziesiątki miliardów złotych.

Czytaj więcej

Remedium na chaos poszukiwane

Takie osiedla powstają na podstawie wuzetek, czyli warunków zabudowy, gdzie nie ma planów zagospodarowania. „Intencją rządu jest, żeby takowe plany były, a gminy zapanowały nad ładem przestrzennym. Ma im w tym pomóc przygotowywana przez resort rozwoju reforma planowania przestrzennego" – mówił nam w pierwszym wywiadzie, w listopadzie ub.r., wiceminister rozwoju Piotr Uściński. Projekt nowelizacji ustawy trafił na początku tego roku do prekonsultacji społecznych, a jego zawartość opisywaliśmy szczegółowo na łamach „Rzeczpospolitej". Mówiąc w skrócie, gminy mają mieć większą kontrolę nad tym, co się na ich terenach będzie stawiało, a era budowania na podstawie wuzetek ma odejść do przeszłości.

Trzeba jednak pamiętać, że nie bez powodu miasta się rozlewają, a deweloperka łanowa nie narzeka na brak klientów. Główne przyczyny to cena lokali i siła nabywcza kupujących. Niestety, program budowy tanich mieszkań spełzł na niczym, a dane GUS świadczą o tym, że budownictwo spółdzielcze, komunalne i społeczne to zaledwie 1–2 proc. rynku.

Czytaj więcej

Chaos w przestrzeni kosztuje ponad 80 mld zł. Płacimy za to wszyscy