Krzysztof Adam Kowalczyk: Podatki, inflacja i prawo ciążenia

Podatkowa promocja w postaci zerowego VAT na żywność, niższych podatków na paliwa, gaz i prąd, pozwali nieco ściąć „górkę” wzrostu cen. Ale ma też „czas przydatności do spożycia”, po którym pojawi się silny impuls inflacyjny.

Publikacja: 22.12.2021 21:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: Podatki, inflacja i prawo ciążenia

Foto: Adobe Stock

„What Goes Up Must Come Down"– to angielskie porzekadło pojawiające się od 200 lat w literaturze, a w drugiej połowie XX wieku także w popkulturze (The Alan Parsons Project, Eminem i inni), często przypisywane bywa sir Izaakowi Newtonowi. Raczej niesłusznie, ale co do zasady zgodne jest z pobieżnym opisem jego prawa powszechnego ciążenia. Rzeczywiście, przedmiot rzucony w górę, spada. Podobnie jest w innych dziedzinach, np. tak kończy się wiele szybkich karier polityków.

Czytaj więcej

Rząd chce gasić inflacyjny pożar na rynku obniżką VAT

Jest jednak kategoria rzeczy, które nawet gdy spadają, wcześniej czy później pójdą w górę. To podatki. Nawet jeśli umiłowani przywódcy tego czy innego kraju je zmniejszą, możemy być pewni, że znów je kiedyś podniosą, często nawet powyżej wyjściowego poziomu, czasami tylko dla kamuflażu zmieniając nazwę. To prawo fiskusa jest równie powszechne jako prawo ciążenia.

Dlatego ciesząc się, że dzięki przymknięciu oka przez Brukselę (odsądzaną od czci i wiary przez polski rząd) będzie mógł on zrealizować swój pomysł zmniejszenia z pięciu do zera procent VAT na podstawowe kategorie żywności, łagodząc w ten sposób ból inflacji w Polsce, muszę przypomnieć, że obniżone stawki wcześniej czy później wrócą do wyjściowego poziomu. Podobnie jak obniżona właśnie akcyza na paliwa, dzięki której ceny na stacjach zjechały mocno poniżej 6 zł, a także obniżany od stycznia VAT na potwornie drożejące gaz i prąd.

Podatkowe promocje pozwalają nieco ściąć górkę inflacji, ale mają z góry określony „czas przydatności do spożycia". Owszem, można go przedłużyć, ale nie da się tego robić w nieskończoność. I gdy promocja się skończy, nastąpi wystrzał cen, podbijając i tak już wysoki wskaźnik inflacji, który ekonomiści prognozują na 2022 r. średnio na 7-8 proc., ze szczytem dobrze powyżej 9 proc. w czerwcu. Właśnie dlatego z wystrzałem inflacji do 5,2 proc., poziomu niewidzianego od trzech dekad, mierzą się Niemcy, którzy obniżyli VAT w drugiej połowie 2020 r. ze względu na pandemię.

Także w Polsce trudno będzie znaleźć optymalny moment na powrót do stawek podstawowych VAT i akcyzy, a nowy skład Rady Polityki Pieniężnej, która odpowiada za utrzymanie stabilności cen, będzie miała wyjątkowo trudne zadanie. Nie dość, że musi nadrobić błędy ustępującej Rady, to zmierzy się z wyjątkową zmiennością warunków wpływających na ceny: od Omikrona, mrozów zimą (zużycie i ceny gazu, a także prądu), geopolityki (rozgrywka Rosji wokół Ukrainy i Nord Stream 2) po opady lub susze wiosną i latem (ceny żywności).

Dodatkową trudność z powrotem do normalności może stwarzać pojawiające się właśnie przekonanie konsumentów, że za pomocą manewrów przy VAT można trwale obniżyć inflację. Nie da się tego tak zrobić. Nie mówiąc już o tym, że państwo rezygnując z części wpływów z VAT, musi w długim terminie albo zmniejszać wydatki, albo wyjąć więcej z kieszeni obywateli w postaci podatku dochodowego. Tak samo nie da się kontrolować poziomu inflacji, niestandardowo dłubiąc przy polityce monetarnej, o czym przekonała się kończąca kadencję obecna RPP. Po prostu, praw ciążenia nie oszukasz. „What Goes Up Must Come Down", a w podatkach odwrotnie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację