Uboga wiedza o rynku pracy
Nie może być inaczej, bowiem dysponujemy zadziwiająco skromnymi danymi dotyczącymi najważniejszych zagadnień społeczno-ekonomicznych, które są niezbędne do racjonalnego podejmowania kluczowych decyzji. Kilka lat temu wiodącą kwestią było nadużywanie umów cywilnoprawnych, jednak nikt nie wiedział, dla ilu osób stanowiły one główne źródło utrzymania.
Dane Ministerstwa Finansów nie zgadzały się z tymi, jakie raportował ZUS. GUS długo na ten temat milczał. Jeszcze inne szacunki przedstawiała Państwowa Inspekcja Pracy. Dzięki poprawie sytuacji na rynku pracy temat przycichł, ale spójności danych nadal brak. Na przykład szacunki za 2016 r., w zależności od źródła, zawierają się w przedziale od 479 tys. do 1,25 mln osób.
Pół biedy, że niewiele wiemy o problemach z przeszłości. Mamy jednak także kłopot z wiarygodną oceną skali tak aktualnych zjawisk, jak imigracja zarobkowa do Polski. Na podstawie danych na temat liczby zarejestrowanych oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi oraz wydanych pozwoleń na pracę można byłoby wnioskować, że w 2017 r. pracowało w Polsce 2,1 mln cudzoziemców, z czego 1,7 mln na umowach wymagających zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych. Ale w rejestrach ZUS figuruje tylko 440 tys. pracowników z zagranicy. Gdzie podziała się reszta? Możemy się jedynie domyślać, ilu z nich zasiliło szarą strefę, a jaka część potraktowała nasz kraj jako przystanek w dalszej drodze na zachód. Ponadto niektórzy przebywają tu tylko przez kilka miesięcy, a inni spędzają niemal rok.
Problem nie polega wcale na tym, że dane są gromadzone w sposób nierzetelny. Poszczególne instytucje publikują nierzadko bardzo szczegółowe statystyki, jednak dotyczą one wyłącznie określonych wycinków szerszego zjawiska imigracji zarobkowej, których w żaden sposób nie da się połączyć w spójną całość. Innymi słowy, brak zintegrowanego systemu gromadzenia danych o imigrantach.
Niemal zupełnie ślepe na zjawisko imigracji zarobkowej pozostają również prowadzone w Polsce badania aktywności ekonomicznej ludności (BAEL). Niesie to ze sobą bardzo poważne konsekwencje, takie jak zawyżanie szacowanego wkładu produktywności pracy do wzrostu PKB – jeśli bowiem nie widzimy pojawiających się dodatkowo pracowników, powstaje iluzja, że ta sama liczba zatrudnionych nagle zaczyna wytwarzać znacznie więcej.
BAEL przez wiele lat były źródłem najlepszych informacji na temat rynku pracy w skali całej polskiej gospodarki, lecz dziś ich wartość dramatycznie maleje. Prowadzi to do sytuacji, gdzie oficjalne założenia makroekonomiczne polskiego rządu będące podstawą prac nad budżetem państwa zakładają stagnację poziomu zatrudnienia, choć w rzeczywistości on przyzwoicie rośnie.