Wielki biznes też potrzebuje silnego państwa

Mówienie, że przedsiębiorcy są zainteresowani tym, aby państwo było słabe, świadczy o niezrozumieniu realiów gospodarki. Zgodnie z tą logiką biznesmen to złodziej, którego jeszcze nie zdążyły dopaść władze – pisze współpracownik Ryszarda Krauzego

Aktualizacja: 04.03.2008 18:29 Publikacja: 04.03.2008 18:24

Bartosz Jałowiecki

Bartosz Jałowiecki

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Zmiana rządu nie zakończyła dyskusji o możliwości zastąpienia obecnego ustroju nowym ładem – wprowadzeniem porządków IV RP. Co jakiś czas, także z łamów „Rzeczpospolitej”, dowiadujemy się o różnych grupach społecznych i zawodowych, które są temu pomysłowi kategorycznie przeciwne. Do tęczowej koalicji sprzeciwiającej się ustanowieniu silnego państwa zaliczeni zostali nawet przedsiębiorcy – szefowie niektórych wielkich koncernów i mediów. Czy mniemanie, że ludzie wielkiego biznesu mają interes w krzewieniu niejasnych układów i utrzymaniu słabego państwa jest uzasadnione?

Słabe państwo to państwo nieprzewidywalne, w którym reguły gry ustanawiane dla biznesu zależą od widzimisię kolejnych ekip rządowych. Od 1993 roku w Polsce coraz dłużej rejestruje się nowe firmy i coraz trudniej prowadzi te, które już zostały założone. Nasi przedsiębiorcy należą do światowej czołówki pod względem spędzania czasu nie na prowadzeniu biznesu, ale wypełnianiu setek stron formularzy dla państwowej administracji.

W naszym kraju nawet samozatrudnieni angażują księgowe i doradców podatkowych, gdyż nie są w stanie się zorientować w aktualnie obowiązujących przepisach, a co dopiero śledzić stale zachodzące w nich zmiany. Ten fatalny stan rzeczy potwierdzają międzynarodowe instytucje finansowe. Zgodnie z raportem Banku Światowego „Doing Buisness 2007” Polska jest na 125. pozycji wśród 178 ocenianych krajów pod względem stopnia skomplikowania systemu podatkowego i wysokości podatków.

Tylko w słabym państwie z przedsiębiorców można czynić obiekt społecznej niechęci, przedstawiając ich w klipach wyborczych jako wulgarnych przestępców

W państwie słabym sądy nie są w stanie efektywnie chronić przedsiębiorców przed arbitralnością i arogancją biurokracji. W Polsce sprawy przed sądami gospodarczymi ciągną się latami, a kompetencje ekonomiczne sędziów zajmujących się tą tematyką pozostawiają wiele do życzenia. W krajach zrzeszonych w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) średni okres postępowania sądowego w sprawach gospodarczych wynosi 443 dni. W Polsce prawie drugie tyle – 830. W tak długim czasie dochodzenia sprawiedliwości niejedna firma już zbankrutowała.

Słabe państwo nie jest w stanie wykorzystać funduszy Unii Europejskiej, jakie ma do swojej dyspozycji, by zinformatyzować należące do niego instytucje. Nie potrafi zbudować systemów zarządzających ochroną zdrowia. I nie dość, że samo nie jest w stanie uporać się z tymi zadaniami, to nie ma odwagi, by zlecić je prywatnym przedsiębiorstwom.

W słabym państwie przedsiębiorcy nie mają co liczyć na zadośćuczynienie za jawnie błędne decyzje administracji państwowej. Gdy w 2002 roku z powodu błędu Urzędu Skarbowego niesłusznie zatrzymany został Roman Kluska – jeden z najbogatszych Polaków – sąd po wielu latach przyznał mu zadośćuczynienie w wysokości 5 tys. zł. Tymczasem straty biznesmena liczone były w milionach złotych.

W słabym państwie nie ma co liczyć na policję. W środku Warszawy, po zgłoszeniu włamania, można na nią czekać nawet kilka godzin. W państwie słabym uczciwi przedsiębiorcy muszą się obawiać o swoje zdrowie, a nawet życie. Płacą więc wszędzie za dodatkową ochronę – by chronić swoje sklepy w centrum stolicy, swoje biura i swoje rodziny na zamkniętych i monitorowanych osiedlach.

Państwo słabe nie bierze pod uwagę, że o jego sile decydują prywatni przedsiębiorcy. To oni dają pracę większości pracobiorców. To z podatków płynących z ich kieszeni i kieszeni ludzi, których zatrudniają, utrzymywany jest aparat administracji publicznej. W słabym państwie przedsiębiorcy nie tylko nie są szanowani, ale często wręcz szykanowani. W Polsce dzieje się tak poprzez bezprawne stosowanie aresztu tymczasowego.

Podejrzanych przetrzymuje się latami w więzieniach bez procesu tylko po to, by prokuratura mogła zacząć zbierać, a często wręcz wymuszać od nich dowody rzekomej winy. Orzeczenia sądowe potępiające te praktyki (np. Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie Polska tygodniowo przegrywa około trzech – czterech spraw skierowanych przez swoich obywateli z tytułu przewlekłego bezzasadnego aresztowania) przechodzą bez echa.

W państwie słabym z przedsiębiorców można czynić obiekt społecznej niechęci – np. przedstawiając ich jako wulgarnych, niedorozwiniętych przestępców w klipach wyborczych rządzącej partii. Będąc premierem takiego państwa, można nawet wydawać zalecenia administracji państwowej, by dyskryminowała niektóre spółki giełdowe posiadające określonych akcjonariuszy – tak jak będąc szefem rządu czynił to Jarosław Kaczyński (co przyznał w wywiadzie udzielonym w „Newsweeku” – Nr 9/2008 z 2 marca 2008 r.).

Po co przedsiębiorcom i szefom niektórych wielkich koncernów i mediów takie słabe państwo? Jakie mają z niego korzyści? Żadne. Nie przypadkiem zdecydowana większość miliarderów z listy najbogatszych ludzi miesięcznika „Forbes” dorobiła się swojego majątku i mieszka w państwach ustabilizowanych i silnych – USA, Niemczech, Japonii i Wielkiej Brytanii.

Przedsiębiorcom zależy na jasnych regułach gry i przejrzystości. Dlatego chętnie decydują się na wprowadzenie swoich spółek na giełdę papierów wartościowych. Giełda przygotowuje firmy do ekspansji zagranicznej i konkurencji na otwartym rynku. Jest miejscem, gdzie inwestują międzynarodowe fundusze inwestycyjne. Giełda zapewnia przejrzystość stanu posiadania głównych akcjonariuszy i jawność transakcji. Dzięki giełdzie można prześledzić każdy biznesowy krok czołowych polskich biznesmenów. Zapewne niejednemu z nich marzy się, by takie warunki jak na giełdzie funkcjonowały w całej polskiej gospodarce.

Silne państwo ma przejrzysty systemem podatkowy. To kraj, w którym sądy szybko i sprawnie rozstrzygają spory między kontrahentami i w którym obowiązuje konstytucyjna zasada domniemania niewinności. W takim państwie sędziowie nie zgadzają się na zatrzymywanie biznesmenów pracodawców bez przedstawienia przez prokuraturę dowodów, które pozwalają na rychłe przeprowadzenie rozprawy.

Silne państwo nie lęka się swoich obywateli. W takim państwie urzędnicy, wprowadzając nowe prawo, nie myślą o swoich rodakach jako o dzieciach czy złodziejach, ale widzą w nich wolnych ludzi, którzy najlepiej wiedzą, kiedy i gdzie zrobić zakupy i ile pieniędzy przeznaczyć na ochronę zdrowia – swoją i swoich najbliższych. Dla tych jednostek państwo tworzy jak największą przestrzeń do wyboru stylu życia i rozwoju. W interesie silnego państwa leży bowiem, by jego obywatele byli jak najlepiej wykształceni, mobilni, otwarci i innowacyjni. Dzięki nim takie państwo może utrzymać przewagę w warunkach międzynarodowej konkurencji.

Silne państwo nie wykorzystuje, a korzysta ze swoich obywateli. By wybudować autostrady, każde państwo może zacząć pobierać dodatkowe opłaty, podnieść wszystkim podatki i powoływać kolejne spółki państwowe. Ale czy takie rozwiązanie daje najlepsze efekty? Szybciej, łatwiej i bez podnoszenia podatków można wybudować drogi, wykorzystując pieniądze i know-how prywatnych przedsiębiorców w formie partnerstwa publiczno-prywatnego. Silne państwo chętnie korzysta z takiej możliwości, gdyż we współpracy z prywatnym biznesem widzi szanse, a nie zagrożenia. Stereotypy rodem z PRL

Wreszcie silne państwo chroni swoje przedsiębiorstwa, gdyż zależy mu na utrzymaniu miejsc pracy dla własnych obywateli i wpływach podatkowych. W razie konieczności czyni to również za pomocą służb specjalnych, zwłaszcza tam, gdzie interesy rodzimych firm są sprzeczne z interesami zagranicznych koncernów, szczególnie w tych obszarach, które państwo uznaje za strategiczne dla swojej gospodarki.

Mówienie, że przedsiębiorcy – niezależnie od tego czy duzi czy mali – są zainteresowani tym, aby państwo było słabe, świadczy o kompletnym niezrozumieniu realiów dzisiejszej gospodarki. To powielanie stereotypów rodem z PRL. W tamtej epoce ludzi, którzy chcieli się usamodzielnić, przedstawiano, jako prywaciarzy dorabiających się na lewych interesach. Jako wrogów ludu pracującego miast i wsi. Zgodnie z tą logiką biznesmen to złodziej, którego jeszcze nie zdążyły dopaść władze.

Jedynie silne państwo daje rodzimym przedsiębiorcom gwarancję niezakłóconego rozwoju i ekspansji. Jednak do zbudowania takiego państwa nie wystarczy konfrontacyjna retoryka i populistyczne hasła, za pomocą których poprzedni rząd chciał tworzyć IV RP.

To dzieło wymaga wielu lat pracy, wysiłku i zaangażowania jak największej rzeszy obywateli, bowiem jak słusznie zauważył kiedyś John Stuart Mill, na dłuższą metę o wartości państwa decyduje wartość jednostek, które je tworzą. Państwo, które poniża swoich obywateli, tak by w jego rękach stanowili jedynie zdyscyplinowanych wykonawców określonych zadań, kiedyś odkryje, że z małymi ludźmi nie można osiągać wielkich rzeczy.

Autor był doradcą w Kancelarii premiera Jerzego Buzka oraz prezesem zarządu fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Obecnie pracuje w Prokom Investments SA

Zmiana rządu nie zakończyła dyskusji o możliwości zastąpienia obecnego ustroju nowym ładem – wprowadzeniem porządków IV RP. Co jakiś czas, także z łamów „Rzeczpospolitej”, dowiadujemy się o różnych grupach społecznych i zawodowych, które są temu pomysłowi kategorycznie przeciwne. Do tęczowej koalicji sprzeciwiającej się ustanowieniu silnego państwa zaliczeni zostali nawet przedsiębiorcy – szefowie niektórych wielkich koncernów i mediów. Czy mniemanie, że ludzie wielkiego biznesu mają interes w krzewieniu niejasnych układów i utrzymaniu słabego państwa jest uzasadnione?

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację