Zmiana rządu nie zakończyła dyskusji o możliwości zastąpienia obecnego ustroju nowym ładem – wprowadzeniem porządków IV RP. Co jakiś czas, także z łamów „Rzeczpospolitej”, dowiadujemy się o różnych grupach społecznych i zawodowych, które są temu pomysłowi kategorycznie przeciwne. Do tęczowej koalicji sprzeciwiającej się ustanowieniu silnego państwa zaliczeni zostali nawet przedsiębiorcy – szefowie niektórych wielkich koncernów i mediów. Czy mniemanie, że ludzie wielkiego biznesu mają interes w krzewieniu niejasnych układów i utrzymaniu słabego państwa jest uzasadnione?
Słabe państwo to państwo nieprzewidywalne, w którym reguły gry ustanawiane dla biznesu zależą od widzimisię kolejnych ekip rządowych. Od 1993 roku w Polsce coraz dłużej rejestruje się nowe firmy i coraz trudniej prowadzi te, które już zostały założone. Nasi przedsiębiorcy należą do światowej czołówki pod względem spędzania czasu nie na prowadzeniu biznesu, ale wypełnianiu setek stron formularzy dla państwowej administracji.
W naszym kraju nawet samozatrudnieni angażują księgowe i doradców podatkowych, gdyż nie są w stanie się zorientować w aktualnie obowiązujących przepisach, a co dopiero śledzić stale zachodzące w nich zmiany. Ten fatalny stan rzeczy potwierdzają międzynarodowe instytucje finansowe. Zgodnie z raportem Banku Światowego „Doing Buisness 2007” Polska jest na 125. pozycji wśród 178 ocenianych krajów pod względem stopnia skomplikowania systemu podatkowego i wysokości podatków.
Tylko w słabym państwie z przedsiębiorców można czynić obiekt społecznej niechęci, przedstawiając ich w klipach wyborczych jako wulgarnych przestępców
W państwie słabym sądy nie są w stanie efektywnie chronić przedsiębiorców przed arbitralnością i arogancją biurokracji. W Polsce sprawy przed sądami gospodarczymi ciągną się latami, a kompetencje ekonomiczne sędziów zajmujących się tą tematyką pozostawiają wiele do życzenia. W krajach zrzeszonych w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) średni okres postępowania sądowego w sprawach gospodarczych wynosi 443 dni. W Polsce prawie drugie tyle – 830. W tak długim czasie dochodzenia sprawiedliwości niejedna firma już zbankrutowała.