Dowodem jest fiasko Autostrady Południe w zamknięciu finansowym budowy 180 km autostrady A1 Stryków – Pyrzowice.
Nie ma tu winy rządu i konsorcjum. Sytuacja na rynku finansowym sprawiła, że od momentu podpisania rok temu umowy na budowę aż do terminu zebrania środków koszt pieniądza poszedł w górę. Banki komercyjne chętnie dołożyłyby pieniądze do zadeklarowanego przez Europejski Bank Inwestycyjny 1,1 mld euro, ale z wysoką marżą. Z przecieków wynikało też, że żądały szybszej wypłaty, ze środków Krajowego Funduszu Drogowego, rozłożonych na cały okres koncesji płatności za dostępność drogi. W wiadomej sytuacji budżetu państwa przeniesienia ciężaru finansowania budowy dróg na Fundusz oraz limitu gwarancji Skarbu Państwa w kontekście rosnącego długu publicznego żaden minister finansów nie mógł na te warunki przystać.
Czy mamy więc tragedię? Nie. Inwestorem będzie państwo. Z zebraniem pieniędzy raczej nie będzie problemu, bo EBI zadeklarowane prywatnemu inwestorowi pieniądze daje do dyspozycji Polsce. Brakujące, zapewne 2 mld zł, można uzyskać z emisji obligacji drogowych, skoro w 2009 r. rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Nie dopuszczam myśli, by kwota ta znalazła się dzięki przesunięciu budowy odcinków dróg ekspresowych i obwodnic.
Nie wiemy dziś, ile ostatecznie autostrada będzie kosztować ani na ile odcinków, a tym samym postępowań przetargowych, zostanie podzielona. Ceny, po których rozstrzygane są postępowania, poszybowały niebezpiecznie w dół. Rośnie, głównie zagraniczna, konkurencja wykonawców. Postawienie jednak nierealnego terminu oddania 180 km drogi na Euro 2012 skłoni firmy do wkalkulowania ryzyka niedotrzymania terminu w cenę. Koszty pewnie jednak spadną, ale co z jakością?
Nie upierajmy się z terminem na Euro. Zapiszmy rok 2013 i bonus finansowy za szybszą budowę. Brak całej A1 nie rodzi takiego problemu jak ew. brak A2 Łódź – Warszawa, gdzie drogi praktycznie nie ma. Nacisk połóżmy na połączenie Strykowa z Tuszynem. Potem mamy w miarę dobrą gierkówkę.