Jak zauważyli analitycy jednego z dużych polskich banków, kilka dni temu oprocentowanie polskich obligacji skarbowych w wycenie uwzględniało ewentualność bankructwa naszego rządu. Ceny wielu bardzo bezpiecznych papierów dłużnych na świecie wyceniają ryzyko ich niespłacenia, które zrealizowałoby się wyłącznie w scenariuszu długiej i bardzo głębokiej recesji. Problem polega na tym, że mogłoby do niej dojść wyłącznie wtedy, gdyby... inwestorzy nie przestali się jej bać.
[srodtytul]Czas pesymistów[/srodtytul]
Niestety, strach wymknął się spod kontroli. W takiej sytuacji nawoływania niektórych ekonomistów czy pojedynczych polityków, żeby zachować spokój, na niewiele się zdają. Zadanie opanowania strachu muszą brać na siebie międzynarodowe instytucje finansowe oraz instytucje publiczne największych państw świata.
[wyimek]Z wyliczeń MFW wynika, że w ostatnich 30 latach przeciętny kryzys finansowy wymagał dokapitalizowania banków kwotą ok. 8 proc. PKB danego kraju. Programy w USA to ok. 5 proc. PKB. Czy to wystarczy?[/wyimek]Kiedy rok temu profesor New York University Nouriel Roubini straszył załamaniem światowego systemu finansowego i głęboką recesją, większość ekonomistów przyjmowała to z lekkim uśmiechem. Teraz trudno odnaleźć inne opinie nie tylko na wyszukanych stronach internetowych różnej maści wiecznych pesymistów i anonimowych analityków, ale także na forach, gdzie dyskutują tęgie głowy ekonomii. Światowa recesja wydaje się być jedną z plag, które mogą się przytrafić ludzkości. Martin Wolf, ekonomista „Financial Timesa”, popadł w czarnowidztwo: „Istnieje zagrożenie prawdziwej zapaści, w miarę jak masowe zadłużenie przerodzi się w masowe bankructwa (…). To jest recepta nie na odrodzenie leseferyzmu, ale na powrót ksenofobii, nacjonalizmów i rewolucji”.
Wiceprezes Banku Anglii Charles Bean, osoba z racji zawodu bardzo powściągliwa, nazwał obecną sytuację „największym tego typu kryzysem w historii ludzkości”. Daniel Gros, jeden z najbardziej uznanych badaczy integracji gospodarczej i walutowej w Europie, pisze o „największym kryzysie gospodarczym i finansowym, jaki dotknął Europę po II wojnie światowej”. W takiej sytuacji na krajowym podwórku ostatnia projekcja Narodowego Banku Polskiego, wskazująca na wzrost PKB w naszym kraju o 2,6 proc. w przyszłym roku, nie może być traktowana jako czarny scenariusz.