Każdy kryzys ma swój koniec

Z Jerzym Wiśniewskim, prezesem i współwłaścicielem spółki PBG, rozmawiają Marcin Zwierzchowski i Andrzej Krakowiak

Aktualizacja: 27.04.2009 06:36 Publikacja: 27.04.2009 06:32

Każdy kryzys ma swój koniec

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

[b] Konsorcja z udziałem spółek z grupy PBG zbudują aż trzy z sześciu stadionów na Euro 2012. To chyba duża odpowiedzialność… [/b]

[b] Jerzy Wiśniewski:[/b] Ale i ogromna satysfakcja dla nas. Czujemy wielką odpowiedzialność, ale też jesteśmy dobrze przygotowani. Zanim były ogłoszone prekwalifikacje, jeździliśmy po Europie szukając sprawdzonego partnera. Alpine budowała m.in. stadion w Monachium, który jest podobny konstrukcyjnie do warszawskiego. To jeden z powodów. Ale i oni szukali partnera, który zagwarantuje zrealizowanie takiego obiektu. Chodzi o potencjał ekonomiczny, ale i ludzi, inżynierów. Nasza spółka to ok. 5 tys. ludzi, a w części konstrukcyjnej mamy kilkuset inżynierów. By jeszcze lepiej się przygotować, wystartowaliśmy w Poznaniu na część rozbudowy stadionu za kilkanaście mln zł. Chodziło o jedną z trybun. Daliśmy cenę na styku opłacalności. Ale nie chodziło nam o zyski, ale dowiedzenie się, jak to działa. Wykonaliśmy inwestycję w terminie i poznaliśmy świat podwykonawców. Na bazie tego doświadczenia wygraliśmy rozbudowę całego stadionu w Poznaniu. Mieliśmy najlepiej przygotowane ceny. Przenieśliśmy to doświadczenie na Gdańsk i znów się udało. Potem podobnie było ze Stadionem Narodowym. To wielkie szczęście. A przygotowani do realizacji jesteśmy perfekcyjnie.

[b]To wyjątkowo prestiżowa inwestycja, ale czy da się na niej zarobić?[/b]

Przy tej skali wartości kontraktu prestiż musi ulec ekonomii. Zastosowaliśmy podobne założenia, co w kontraktach podpisywanych do tej pory. Mamy średnią marżę w tym sektorze na poziomie operacyjnym między 8 a 12 proc. Nie zeszliśmy z marżą i tu, co uważam za duży sukces. Oczywiście może być 1-2 pkt. proc. mniej lub więcej w poszczególnych inwestycjach, bo występują różne ryzyka. Trzeba pamiętać, że skala tych trzech kontraktów to 2 mld zł. W takiej sytuacji 1 proc. marży robi wielką różnicę.

[b]Jaka część zasobów firmy będzie zaangażowana w te projekty? [/b]

Do budowy trzech stadionów mamy przygotowanych ok. 2 tys. osób, nie licząc wspólnej kadry zarządzającej niemiecko-austriacko-polskiej.

[b]Czy inne inwestycje związane z Euro 2012 też was interesują?[/b]

Tak. Stadiony to nie wszystko. Potrzeba dróg, parkingów itd. I tu też będziemy aktywni. Poza tym są już konkretne efekty naszej wygranej w przetargach na stadiony. Dostaliśmy zapytania m.in. z Kazachstanu w sprawie budowy stadionu i całego miasteczka sportowego. Jeśli na polskich obiektach uda się obronić marże i zdobędziemy więcej doświadczenia od zagranicznych partnerów, to świat staje otworem.

[b]Czy po przygodach sprzed kilku lat interesuje pana jeszcze sponsorowanie polskiej piłki? [/b]

Jako największa spółka budowlana w Wielkopolsce odwdzięczamy się środowisku poznańskiemu i weszliśmy w koszykówkę. Odradzamy ją po kilkunastu latach. Rozmawiałem z właścicielem Lecha Poznań i jak się uda postawić koszykówkę na odpowiednim poziomie, to może połączymy ją z piłką nożną. To w świecie często spotykane, działa tak np. Barcelona. Ale nie chcę wejść jako główny, czy znaczący sponsor w piłkę nożną. Jeszcze nie zaleczyłem ran. Koszykówka jest zupełnie inna. W porównaniu z futbolem wydaje się wręcz kryształowa. Poza tym obserwowałem niedawno, jak do Śląska Wrocław wchodził pan Solorz, który od razu zapowiedział, że nie jest kibicem. Wchodzi tam czysto biznesowo. A ja nie widzę takiego biznesu.

[b]Czy obecny kryzys nie jest pewnym zagrożeniem dla inwestycji związanych z Euro 2012? Jak długo w pana ocenie może utrzymać się zła koniunktura? [/b]

Jestem pod tym względem wielkim optymistą i uważam, że przed kryzysem obronimy się najlepiej w regionie. Ale myślę przede wszystkim o moim sektorze, bo na nim się znam. Za chwilę wystartują projekty drogowe i nadwyżka potencjału wykonawczego, powstała po spowolnieniu w mieszkaniówce, natychmiast się przeleje na drogi. Podam przykład naszej grupy. Nasi prezesi wynegocjowali jakiś czas temu ze związkami obniżenie pensji o 15 proc. Ostateczną decyzję miałem podjąć ja. Ale nie obniżyliśmy pensji, ponieważ ci ludzie zachowali się lojalnie wobec firmy, gdy na rynku brakowało pracowników i nie odchodzili od nas. Firma obroniła się nowymi kontraktami i ostatecznie nie trzeba było zwalniać ani obniżać pensji. Za to zdajemy sobie sprawę, że musimy intensywnie poprawiać efektywność. W Polsce wbrew pozorom nie najgorzej się płaci, ale nie nadąża za tym efektywność. My wprowadzamy np. przerwę obiadową w stylu zachodnim. To poprawia efektywność. Każdy i tak przecież musi mieć przerwę. Kryzys nam pozwala wymagać poprawy efektywności, ale nie pogarszać warunki pracy. Tak działamy na naszym podwórku. A na rynku widzimy już dużo nowych projektów, które niedługo powinny ruszyć. Każdy kryzys ma swój koniec. Wreszcie ruszy nawet deweloperka. Ja uważam, że dzięki przygotowaniom do mistrzostw Europy przynajmniej do 2012 roku nie powinno być źle w budownictwie.

[b]Pokusi się pan o ocenę antykryzysowych działań polskiego rządu? Nie były spektakularne, ale może to właśnie dobrze? [/b]

Każda interwencja rządu niesie za sobą pewną niesprawiedliwość. Pomaganie tym, co po fali wzrostowej sobie nie radzą, budzi mieszane emocje. Jakakolwiek interwencja powinna być uzależniona wyłącznie od zagrożenia skokowego wzrostu bezrobocia. Tylko wtedy ma sens interwencja w duże przedsiębiorstwa, które trzeba podreperować, upaństwowić itd. Ja takiej potrzeby w Polsce absolutnie nie widzą. Mądrością było to, że nie było jakiegoś populistycznego planu pomocy. Nie jestem wcale przekonany, że np. amerykańskie plany ratunkowe będą skuteczne. Sądzę, że w ten sposób można skrzywdzić wiele firm. Jak ze szpitalami w Polsce - miałem ostatnio przyjemność poznać pewnego ordynatora, który narzekał, że już trzeci raz słyszy, że inni będą oddłużani, podczas gdy on trzeci raz dał z siebie wszystko, by się nie zadłużyć. Pytanie brzmi, gdzie jest równowaga. Jeśli rząd zrobi wszystko, żeby szybko budować drogi, żeby wspomóc innowacyjne przedsiębiorstwa w sięganiu po dotacje unijne, to bardzo dobrze, bo to jest rzeczywiście ważne. W Polsce poddajemy się niestety nastrojom. Był czas wpadania w panikę, gdy cegła zdrożała ze złotówki na 4 zł. Każda gazeta pisała, jak rosną ceny materiałów budowlanych, i do tego brakuje rąk do pracy. Tak się nakręciliśmy, że pojawiły się wielkie roszczenia płacowe. Ludzie nakupowali cegły. I nagle ceny cegły spadły. Wszystko się przewróciło. Łatwo jest prognozować, co się wydarzy w przyszłości, tyle że najczęściej się to nie potwierdza. Jakby się potwierdzało, to byśmy wiedzieli, jaki będzie kurs euro i polskie firmy nie miałyby np. problemu z opcjami. Zbyt mocno ulegamy nastrojom, które są wynikiem doniesień medialnych, i zbyt pochopnie na nie reagujemy.

[b]A co pan by podpowiedział rządzącym? [/b]

Położyłbym nacisk na duże projekty, które za chwilę maja ruszyć, ale trafiają na jakiś opór. Pamiętam jak kilka lat temu ogłaszane były przetargi na kanalizacje. Start był bardzo powolny, ale potem wszystko świetnie się potoczyło. Podobnie jest teraz z drogami. Cały czas są blisko, i mam nadzieję, że ich budowa za chwilę ruszy. To wszystko kwestia ludzi, nie firm. Dobrze, że inwestycje stadionowe pod Euro 2012 są świetnie przygotowane.

[b]Realnym skutkiem kryzysu jest niechęć banków do kredytowania firm. Jak to wygląda z pana perspektywy? [/b]

Na rynku rzeczywiście jest problem, ale nas nie dotyka. Banki nastawiają się na sprawdzonego klienta, a nie ryzykowanie i szukanie nowego. Zmiana w podejściu banków do firm jest jednak duża. Banki prześcigają się obecnie w pozyskiwaniu lokat, więc dają wysokie oprocentowanie. Dlatego udzielony kredyt jest często ze stratą dla banku, bo część kredytów w dłuższym terminie ma niższe oprocentowanie niż lokaty. Siłą rzeczy banki będą rozmawiały o zmianie umów i do tego się szykujemy. Ale oczekujemy partnerstwa. Znacznie gorzej mają małe przedsiębiorstwa. Widzimy problem, bo płynność firm w Polsce znacznie się pogorszyła. Wydłużają się terminy płatności. Kiedyś pracownik banku brał prowizję, bo udzielił kredytu, teraz pewnie mają takich, co biorą prowizję po skutecznej likwidacji kredytu i jego wcześniejszej spłacie.

[sub]Czy kryzys to dobry moment, żeby wchodzić do strefy euro? [/sub]

Bardzo dobry. Wielką szansą dla Polski i polskich przedsiębiorstw jest już sama zapowiedź terminu wejścia do strefy euro, wyznaczenie konkretnej daty.

[b]Jak wygląda obecnie portfel zamówień PBG? I jak może się powiększyć w najbliższym czasie? [/b]

Nie licząc Stadionu Narodowego mamy portfel na 6,2-6,3 mld zł do realizacji w ciągu trzech lat. Na ten rok przypadnie ok. 2,7 mld zł. Jeśli dojdzie Narodowy, to dojdzie kolejne 600 mln. Jesteśmy w kilku zaawansowanych postępowaniach, m.in. przy bardzo ciekawym kontrakcie na budowę kolektora ściekowego do oczyszczalni Czajka. To kolektor 3-metrowy, 16 m pod ziemią. W mieście będziemy go drążyć metodami bezwykopowymi. Wygraliśmy kontrakt na ponad 50 mln euro i wkrótce podpiszemy umowę.

[b]A jaki może być portfel zamówień na koniec roku? [/b]

Mamy komfortową sytuację w tym spowolnieniu gospodarczym. Mamy zbudowany solidny portfel na dwa lata. Dlatego dzisiaj chcemy wygrywać kolejne przetargi, ale nie musimy. Konkurencja jest często w sytuacji, że musi wygrać. Dlatego schodzi z cenami. Nas interesuje marża o jeden lub chociaż pół punktu procentowego wyższa od średniej w portfelu. Bo to jest rozwój. Na koniec roku powinniśmy zamknąć portfel sumą 7,5-8,5 mld zł.

[b]Nie boicie się spadku rentowności w niektórych segmentach? W budownictwie kubaturowym już się mówi o cenach dumpingowych.[/b]

Faktycznie już tak jest. Ale w części kubaturowej nigdy nie byliśmy mocni. Działamy w części specjalistycznej, czyli np. stadiony. Tu wielkiej konkurencji nie było, bo wymagania od wykonawców były bardzo duże. W części kubaturowej, gdzie są mieszkania, galerie, jest dramatycznie. Ale jej udział w naszych przychodach jest ledwie paroprocentowy. Szykujemy się na deweloperkę, ale nie jako wykonawca budowlany, tylko deweloper. Kupujemy ziemię na zapas. Skupujemy co jakiś czas atrakcyjne działki po kilka mln zł. I czekamy aż przyjdzie dobry czas na deweloperskie inwestycje.

[b]Kiedy będzie pan chciał ten bank ziemi uruchomić? Kiedy minie kryzys w sektorze mieszkaniowym? [/b]

Z budowami powinniśmy ruszyć jeszcze przed 2011 rokiem - Euro 2012 wywoła pewien entuzjazm do wydawania pieniędzy. Zresztą właśnie Euro 2012 sprawia, że w mojej ocenie to nie jest kryzys, a tylko spowolnienie.

[b]Czy macie już prognozy wyników na ten rok? [/b]

Mamy je gotowe i niebawem ogłosimy. Nie zawiedziemy oczekiwań rynku. Planujemy znaczny wzrost zysku operacyjnego i netto w porównaniu z ubiegłym rokiem. Obrotu oczywiście także będą większe. Dynamika przychodów powinna być porównywalna z tą z 2008 r. Przy zysku operacyjnym niewiele gorsza. Tyle, że my przedstawiamy zawsze bardzo konserwatywną prognozę. I zakładamy, jak co roku, margines do jej ewentualnego podniesienia. Patrząc na zyski pamiętajmy, że wcześniej przejmowaliśmy spółki, co daje od razu skok w wynikach. A dzisiaj umacniamy to, co zrobiliśmy do 2007 r. Efektywnie wprowadzamy w rynek ten potencjał. Teraz liczymy na wzrost organiczny. Moc naszej organizacji nie była do tej pory w pełni wykorzystana, ale zdobywamy coraz więcej projektów i coraz lepiej ją wykorzystujemy. Na pewno utrzymamy jednak marże z roku poprzedniego.

[b]Powołaliście niedawno spółkę PBG Export. Jakie zadania przed nią stoją? [/b]

Udało nam się zebrać świetnych ludzi, którzy sprawnie poruszają się po świecie. Szukają dla nas alternatywy poza Polską. Jeśli powiemy sobie, że w następnym roku będziemy mieć 3-3,5 mld zł obrotu, to jesteśmy już na poziomie prawie mld euro. To poziom spółek europejskich. Nie musimy się obawiać, że ktoś np. nie przyjmie naszej oferty. PBG Export to skromna spółka – kilkanaście osób. Ich zadaniem jest przygotowanie grupy do działalności w przyszłości na świecie.

[b]Gdzie jesteście już obecni? [/b]

Cały czas pracujemy w Norwegii, gdzie jesteśmy obecni już na stałe. Jesteśmy też w Armenii, na Ukrainie, szykujemy się do projektu w Kazachstanie. Mamy też projekty np. we Francji. Jakiś przychód ze świata mamy, ale to jeszcze nie jest prawdziwa ekspansja. Przecież teraz cała Europa szuka u nas szczęścia i się zapowiada, że obronimy się przed kryzysem najlepiej w Europie. Przedsiębiorcy oceniają Polskę bardzo dobrze i chcą z nami współpracować. A przed Polską stoi jeszcze jeden bardzo ciekawy projekt, o który na pewno powalczymy, czyli budowa terminalu gazowego.

[b]Jaka część obrotu grupy będzie za kilka lat realizowana poza Polską? [/b]

Będziemy się starać, żeby w ciągu trzech lat od dzisiaj mieć ok. 30-40 proc. przychodów z zagranicy. Już dzisiaj mamy wiele kuszących propozycji do składania ofert. Ale mierzymy siły na zamiary. W Polsce jest jeszcze dużo do zrobienia.

[b] Konsorcja z udziałem spółek z grupy PBG zbudują aż trzy z sześciu stadionów na Euro 2012. To chyba duża odpowiedzialność… [/b]

[b] Jerzy Wiśniewski:[/b] Ale i ogromna satysfakcja dla nas. Czujemy wielką odpowiedzialność, ale też jesteśmy dobrze przygotowani. Zanim były ogłoszone prekwalifikacje, jeździliśmy po Europie szukając sprawdzonego partnera. Alpine budowała m.in. stadion w Monachium, który jest podobny konstrukcyjnie do warszawskiego. To jeden z powodów. Ale i oni szukali partnera, który zagwarantuje zrealizowanie takiego obiektu. Chodzi o potencjał ekonomiczny, ale i ludzi, inżynierów. Nasza spółka to ok. 5 tys. ludzi, a w części konstrukcyjnej mamy kilkuset inżynierów. By jeszcze lepiej się przygotować, wystartowaliśmy w Poznaniu na część rozbudowy stadionu za kilkanaście mln zł. Chodziło o jedną z trybun. Daliśmy cenę na styku opłacalności. Ale nie chodziło nam o zyski, ale dowiedzenie się, jak to działa. Wykonaliśmy inwestycję w terminie i poznaliśmy świat podwykonawców. Na bazie tego doświadczenia wygraliśmy rozbudowę całego stadionu w Poznaniu. Mieliśmy najlepiej przygotowane ceny. Przenieśliśmy to doświadczenie na Gdańsk i znów się udało. Potem podobnie było ze Stadionem Narodowym. To wielkie szczęście. A przygotowani do realizacji jesteśmy perfekcyjnie.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację