Od końca lat 80. Irlandia rozwijała się najszybciej spośród państw Unii Europejskiej. Dzięki temu z jednego z najbiedniejszych w Unii stała się krajem ustępującym pod względem PKB na mieszkańca tylko Luksemburgowi. Ale w zeszłym roku przyszło załamanie. Gospodarka skurczyła się o 2,3 proc. W 2009 r. ma się skurczyć o dalsze 9 proc., a w 2010 r. o kolejne 2,5 proc. W efekcie powróci do rozmiarów z 2004 – 2005 roku. Zatrudnienie, które od lat 90. rosło w tempie niemal 4 proc. rocznie, w 2010 r. ma spaść aż o 9 proc. Stopa bezrobocia, która w ubiegłym roku wzrosła do 6,3 proc., z 4,6 proc. w 2007 r., ma podskoczyć do 13,3 proc. w 2009 r. i 16 proc. w 2010 r. Irlandia znów – tak jak w latach 80. – znajdzie się w niechlubnej czołówce krajów UE o największym bezrobociu.
Kryzys w światowej gospodarce boleśnie dotyka Irlandię, która jest silnie uzależniona od międzynarodowej wymiany handlowej. Relacja eksportu do PKB wynosi w niej ponad 80 proc. W Unii relacja ta jest wyższa jedynie w Luksemburgu, Belgii, na Słowacji i na Węgrzech.
[wyimek]Dwadzieścia lat temu irlandzki cud był możliwy dzięki zaprowadzeniu dyscypliny w finansach publicznych[/wyimek]
Jednak to nie światowy kryzys odpowiada za tak głębokie załamanie w Irlandii. Jej eksport spadł co prawda w ubiegłym roku o 0,4 proc., a w tym ma spaść o dalsze 8,9 proc., ale jeszcze szybciej zmniejsza się import. Irlandzkie firmy radzą sobie lepiej z kryzysem za granicą niż u siebie. W efekcie według prognoz Komisji Europejskiej do 2010 r. Irlandia ma powrócić na drugie miejsce w Unii pod względem relacji eksportu do PKB, które utraciła w 2005 r. Gdyby nie międzynarodowa wymiana handlowa, spadek PKB w ubiegłym roku byłby aż o 2,7 pkt proc. głębszy, a w latach 2009 – 2010 o odpowiednio 1,5 i 1,4 pkt proc.
Kryzys irlandzki ma głównie krajowe źródła. Odpowiedzialność za jego rozmiary spada na rząd, który zamiast chłodzić gospodarkę stymulowaną niskimi stopami procentowymi w strefie euro, w ostatnich latach dodatkowo ją pobudzał.