Bo jak inaczej nazwać największy w historii spadek niemieckiego eksportu. A właśnie ten kraj jest światowym eksporterem numer jeden i jednocześnie największym partnerem handlowym Polski. To za Odrę trafia blisko 30 proc. naszego eksportu.
Dlatego te dane są szczególnie niepokojące z punktu widzenia polskich firm, które zbytu na swoje towary szukają między innymi na niemieckim rynku. Słaby złoty, niższe koszty pracy to elementy, które teraz mogą pomóc wygrać konkurencyjną batalię, ale trudno nie znaleźć takich, którym wszystko idzie tak dobrze jak dawniej. Narzekań na rekordowe spadki zamówień jest bardzo dużo.
Widać, że wydane przez niemiecki rząd miliardy euro na ratowanie gospodarki w najtrudniejszych momentach dekoniunktury nie przynoszą jeszcze oczekiwanych efektów. Świadczy o tym także 20-proc. spadek produkcji. Na berlińskim euro w postaci dotacji do zakupu samochodów skorzystali na razie polscy dilerzy samochodów – bo około 10 proc. nowej sprzedaży to zakupy aut przez Niemców. Polski przemysł i usługi jeszcze nie.
[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/10/pawel-czurylo-miliardy-euro-nie-zawsze-szybko-pomagaja-gospodarce/]Skomentuj na blogu[/link]
Przygotujmy się, że szybko ożywienie raczej zza Odry do nas nie przyjdzie, a od tego w dużej mierze zależy poprawa sytuacji także u nas. Takim myśleniem może się kierować rząd, który nareszcie konserwatywnie rozpisuje prognozy na przyszły rok. Świadczy o tym założenie 0,5-proc. wzrostu produktu krajowego brutto na 2010 r. Oby te 0,5 proc. nie okazało się i tym razem tylko propagandą sukcesu ministra finansów Jacka Rostowskiego.