[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/08/04/hotelowa-kompromitacja/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Co ciekawe, w Polsce brakuje nie tylko bazy noclegowej z najwyższej półki, która wielkie pieniądze zarabia głównie na wielkich zjazdach, kongresach i imprezach biznesowych (a w kryzysie najwięcej traci), ale i obiektów klasy turystycznej, do obsługi mniej zasobnych gości. Wydawałoby się więc, że powinniśmy być ziemią obiecaną dla sieci hotelowych. I nawet jeśli przez chwilę byliśmy, to kryzys szybko pomieszał w planach inwestycyjnych, z których większość musiała powędrować do szuflady.
To źle, głównie z powodu Euro 2012, kiedy to będziemy musieli gdzieś przytulić tysiące kibiców. Hotelowe inwestycje miały być jednym z elementów poprawiania infrastruktury w polskich miastach. Miały, bo trudno się dziwić niechęci do budowy obiektów, które – być może – zarobią coś dopiero za trzy lata. Źle, tym bardziej że drugiej takiej imprezy, która mogła w tej kategorii skokowo podnieść naszą pozycję w rankingach, szybko nie będzie. Liczyliśmy wszak, że po Euro 2012 zostaniemy z nowoczesną bazą hotelową. No cóż.
Szkoda, bo wcześniej nie wykorzystaliśmy też boomu na imprezy kongresowe, który przetoczył się przez Europę. W Warszawie dotąd nie ma sal z prawdziwego zdarzenia, w których mogłoby się spotkać kilka tysięcy osób. Nie byłoby ich zresztą gdzie przenocować, więc kółko się zamyka.
Chcemy, by Mazury były jednym z nowych cudów świata. Tylko gdzie przenocują wszyscy ci, którzy przyjadą je zobaczyć? Powiedzmy szczerze – dobrze, że wciąż nie wychodzi nam promocja Polski. Gdyby wyszła, kompromitacja byłaby nieuchronna. I trudno zwalić wszystko na kryzys – on nie zaczął się dziesięć lat temu.