To jednak nie koniec problemów, ponieważ w 2010 roku mamy dość duże szanse na przekroczenie kolejnego kluczowego punktu zadłużenia na poziomie 55 proc. PKB.
To spore wyzwanie dla polityków, zwłaszcza że 2010 rok jest rokiem wyborów prezydenckich, a 2011 rok – wyborów parlamentarnych. W tej sytuacji wprowadzenie procedury dostosowawczej może stanowić przesłankę do zmian preferencji wyborczych.
Osobiście jednak zakładam, że budżet 2010 r. okaże się mniej problematyczny, niż to wygląda obecnie. W rozwiązaniu ewentualnych problemów z utrzymaniem deficytu na założonym poziomie pomóc mogą emisje obligacji BGK, które bezpośrednio nie wpłyną na wzrost deficytu budżetowego, a jednocześnie zapewnią finansowanie niektórych inwestycji.
Jest także szansa na to, że obecne założenia wskaźników makroekonomicznych i przychodów z podatków na 2010 r. okażą się zbyt zachowawcze. Przykładowo osłabienie złotego spowodowane obawami o kształt budżetu może się przełożyć na większą opłacalność eksportu. To zachęca koncerny posiadające zakłady produkcyjne w różnych krajach do przenoszenia produkcji do Polski. Jednocześnie brak wzrostu obciążeń fiskalnych będzie wspierał konsumpcję. Efektem będzie wyższy od zakładanego PKB i wyższe przychody z podatków.
W 2010 r. niższe będą również niektóre wydatki, np. na budowę dróg, co w oczywisty sposób związane jest z aktualną sytuacją w budownictwie (mniej przetargów, większa konkurencja, niższe koszty budowy).