W zależności od tego, kto będzie rządził, można szkicować różne scenariusze: od dużych podwyżek podatków przez duże obniżki wydatków, różne warianty obu tych czynności, do zmiany konstytucji włącznie. Jeśli więc obecne wydarzenia polityczne doprowadzą do zmian preferencji wyborczych, to wyceniane przez rynki finansowe obecne scenariusze odejdą w niepamięć. Jakie będą nowe? To zależy od nowych preferencji wyborczych. Kłopot w tym, że rząd utworzony po następnych wyborach nie będzie miał budżetu czasu koniunktury gospodarczej, a olbrzymie wyzwania płynące z konstytucji i ustawy o finansach publicznych.

Przy okazji przesłania ustawy budżetowej do Sejmu często można usłyszeć: „w tym budżecie nie ma reform”. Takie stwierdzenia są pomieszaniem dwóch światów, budżetowego i reformatorskiego, przynoszącym więcej szkód niż korzyści. Ale elastyczności w kształtowaniu budżetu przez ministra finansów jest niewiele, a ta niewielka część sprowadza się do kreatywnego przygotowywania uzasadnienia budżetu . Budżet jest więc domeną urzędników, którzy wykorzystując obowiązujące prawo, prognozują stan pozycji budżetu, oraz trochę domeną rządu – tam, gdzie jest jakaś elastyczność.

Reformy to domena parlamentu i prezydenta. Rząd ma inicjatywę ustawodawczą, ale niejedyną. Dobrze to ujął Krzysztof Rybiński, stwierdzając, że za reformy odpowiada 561 osób: Sejm, Senat i prezydent. Wymaganie reform od budżetu to błąd w adresowaniu postulatów. Po pierwsze sugeruje węższą odpowiedzialność za reformy, niż jest to naprawdę. To nie rząd, ale cały parlament i prezydent za to odpowiadają. Po drugie implikuje, że reformy są potrzebne „budżetowi”, a nie nam, mieszkańcom tego kraju. W świadomości Polaka reformy są po to, by ratować budżet, a nie jego własną sytuację materialną. Po trzecie sugeruje, że reformy wprowadza się tylko jesienią w okresie tworzenia budżetu. Jeśli wtedy się nie uda, to trzeba czekać na kolejne jesienne okienko reformatorskie. A przecież reformy można robić cały rok! Korzyść jest tylko jedna. Przy braku dyskusji o długofalowej polityce gospodarczej jest to rzadki moment, kiedy sprawa reform przebija się do opinii publicznej.

[i]Autor jest głównym ekonomistą Raiffeisen Bank Polska[/i]