[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/20/aleksandra-fanderjewska-klopot-dogonil-nas-sam/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Dla części jest to zasiłek, dla innych bezpłatna opieka zdrowotna. Ostatnio zaś dla osób wracających z zagranicy dofinansowanie działalności gospodarczej.

Z przeprowadzonego wiosną badania Diagnoza Społeczna 2009 wynikało, że prawie co czwarty bezrobotny mężczyzna nie szukał pracy, bo wątpił, że ją dostanie, a co trzecia zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy kobieta przyznawała, że nie może podjąć pracy mimo bezrobocia, bo zajmuje się wychowywaniem dziecka. Z różnych szacunków wynika również, że 30 do 50 proc. osób rejestruje się w urzędach po to, by mieć bezpłatną opiekę medyczną, bo ta należy się w myśl przepisów wszystkim bezrobotnym, bez względu na to, czy dostają zasiłki czy nie.

Za tych, którzy otrzymują zasiłki, płaci Fundusz Pracy, czyli przedsiębiorcy. Za pozostałych – budżet państwa w ramach dotacji dla samorządów lokalnych.

Niedobrze, że brakuje pieniędzy na pomoc dla bezrobotnych czy w ogóle osób potrzebujących pomocy. Ale od dziesięciu lat kolejne ekipy rządzące nie mogą sobie poradzić z tym, że status bezrobotnego równa się bezpłatnej opiece zdrowotnej. Być może kryzys jest najbardziej odpowiednim czasem, by się zastanowić, czy to słuszne, że dopiero utrata pracy daje nam szanse na wiele świadczeń socjalnych. Może dostęp do nich powinien wynikać z sytuacji materialnej, a nie statusu bezrobotnego? Czas to przemyśleć.