[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/09/10/cezary-adamczyk-krajobraz-po-burzy/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Tak wygląda krajobraz po dwóch latach od upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers, który uznawany jest za początek kryzysu finansowego.
Dziś, mimo wpompowania przez państwa bilionów dolarów, by ratować gospodarki (a szykowane są kolejne pakiety pomocowe), obniżenia do rekordowo niskiego poziomu stóp procentowych oraz innych zakrojonych na szeroką skalę działań, wciąż nie udało się wyprowadzić globalnej gospodarki na prostą. Mało tego, kryzys, który na początku dotyczył głównie instytucji finansowych, dotknął dość szybko budżetów państw. I dopiero to skłoniło rządy do reformowania rozrośniętych finansów.
Do tego czasu skutki kryzysu odczuwane były głównie przez przedsiębiorców czy inwestorów. Przeciętni obywatele, może z wyjątkiem zadłużonych ponad stan Amerykanów, raczej go nie odczuli na własnej skórze. Owszem, według sondaży ponad 40 proc. Polaków twierdzi, że odczuło skutki kryzysu, ale było to spowodowane głównie spadkiem wartości jednostek uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych czy kłopotami z zaciągnięciem kredytu. Można więc potraktować ich jak inwestorów.
Dopiero teraz za sprawą planowanych reform poczujemy to we własnych portfelach. Ale damy radę. Warunek jest jednak taki, by rządy, w tym polski, robiły to tak, aby w nadmierny sposób nie obciążać obywateli. Jeśli nie, może to skutkować wzrostem niepokojów społecznych, których skutki mogą okazać się równie dotkliwe jak upadek jednego banku.