Wypowiedź prezesa Polskiej Grupy Energetycznej Tomasza Zadrogi dla „Rz” z 22 września to istne kuriozum. Sama próba polemiki z prof. Leszkiem Balcerowiczem jest aktem z pewnością chwalebnym, ale żeby była ona skuteczna, powinna opierać się na racjonalnych i logicznych argumentach, a tych moim zdaniem prezesowi bardzo zabrakło.
Ale po kolei: prezes Zadroga twierdzi, że transakcja jest uzasadniona biznesowo, gdyż kurs akcji PGE w ostatnich dniach agresywnie rośnie. Jest to teza na wskroś w tym przypadku bałamutna. Tworzenie oligopolu z pewnością inwestorzy przyjmą bardzo pozytywnie, gdyż biznes wszędzie na świecie kocha monopole i dominujące podmioty rynkowe ze względów oczywistych.
Zbudować wartość firmy energetycznej w oparciu o oligopolistyczny model biznesowy nie jest skomplikowanym pomysłem na życie, ale bardzo niebezpiecznym dla konsumentów energii w Polsce, czyli nas wszystkich. Dlatego mamy „niezależnych” regulatorów, stojących na straży przestrzegania zasad wolnego rynku, żeby w interesie konsumentów przeciwstawiali się oni próbom zaburzania tych zasad przez uczestników gry rynkowej.
Prezes twierdzi (nie podając argumentów), że oprócz transakcji czysto ekonomicznej PGE troszczy się o dobro publiczne. Tak nie jest. Tworzenie podmiotów dominujących nie leży z pewnością w interesie publicznym, tej tezy udowodnić się nie da. Z całą natomiast pewnością nie należy mylić interesu publicznego z interesem PGE.
W swoim apelu prof. Balcerowicz nie mówił o 40-proc. udziale PGE w przesyle (tak rzeczywiście nie jest), tylko w dystrybucji (a tak, niestety, będzie!). Zarzut o nieścisłości sygnatariuszy listu w tym zakresie jest zupełnie chybiony i z pewnością wynikał z przepracowania prezesa. W argument kolejny, że fuzja „nie doprowadzi do wzrostu cen energii dla milionów rodzin”, nie wierzy chyba sam prezes Zadroga. Koszty energii muszą wzrosnąć, gdyż inaczej kontynuowanie programu inwestycyjnego zapowiedzianego w prospekcie emisyjnym PGE oraz budowa elektrowni atomowej nie mogą się udać.