O odwołaniu prezesa URE poinformowało wczoraj oficjalnie w komunikacie Ministerstwo Gospodarki, ale decyzję podjął już we wtorek po południu premier Donald Tusk. Tym samym potwierdziły się nieoficjalne informacje „Rz”.

Komunikat jest lakoniczny, a resort gospodarki nie udziela żadnych informacji na ten temat. Nie wiadomo zatem, czy dymisja nastąpiła formalnie na wniosek Waldemara Pawlaka. Z nieoficjalnych informacji wynika, że dymisja Mariusza Swory była swoistą cena za zgodę wicepremiera na odwołanie wiceministra infrastruktury związanego z PSL – Juliusza Engerhardta, odpowiedzialnego za koleje.

Eksperci wskazują jednak, że po trzech latach pełnienia funkcji odwołanie Swory nie było przypadkową decyzją premiera. Przyznają jednak, że decyzja o dymisji jest pewnym zaskoczeniem. – Spory z firmami i Ministerstwem Gospodarki nie są nowe, a powodów merytorycznych do dymisji praktycznie nie było – mówią nasi rozmówcy.

Mariusz Swora już kilka miesięcy temu składał rezygnację, ale nie było politycznego porozumienia co do tego, kto miałby go zastąpić. Z informacji „Rz” wynika, że nadal nie ma odpowiedniego kandydata, którego mógłby zaproponować minister gospodarki. Szefa URE na jego wniosek wyznacza premier RP.

Obowiązki prezesa urzędu pełni dotychczasowy zastępca Swory – Marek Woszczyk. Ale eksperci nie dają mu dużych szans na utrzymanie stanowiska. Wymagania wobec kandydata są duże – musi on mieć doktorat z zakresu prawa lub ekonomii. Według wymogów unijnych prezes Urzędu Regulacji Energetyki musi zachować niezależność i być apolityczny.