Tymczasem wart 323,8 mld dol. Apple nie płaci dywidendy, choć bez wątpienia mógłby. Z kwartału na kwartał rosną bowiem zasoby finansowe firmy. Po pierwszych trzech miesiącach tego roku wynosiły 65 mld 767 mln dol. i były o 24 mld dol. wyższe niż rok wcześniej. Przez ostatni miesiąc powiększyły się zapewne o kolejne kilka miliardów dolarów.
Taka góra pieniędzy wystarczyłaby do skupienia na giełdzie 20 proc. akcji Apple'a. Albo na kupienie w ostatni piątek wszystkich akcji PKO BP, Pekao, PGE i PZU. Tymczasem jest ulokowana w gotówce oraz różnego typu krótko- i długoterminowych papierach dłużnych, a także w funduszach rynku pieniężnego. I przynosi stosunkowo niewielkie zyski.
Inwestorzy od lat mają apetyt na dywidendę z zysków Apple'a i nie widzą powodów, dla których spółka z Cupertino nie miałaby zacząć jej płacić, przeznaczając jednocześnie na skup akcji część nagromadzonych pieniędzy. Racjonalnie patrząc na zasoby pieniężne Apple'a, można dojść do wniosku, że są za wysokie i ich uszczuplenie o kilkanaście czy nawet 20 mld dol. przeznaczonych na wykup akcji nie podkopałoby pozycji finansowej firmy. Tak samo nie podkopałaby jej płacona regularnie dywidenda. A Steve Jobs, charyzmatyczny szef firmy, od lat odmawia jej wypłacenia, tak samo jak odmawia skupu akcji.
Inwestorom pozostaje zarabianie na wzroście kursu akcji Apple'a i zastanawianie się, ile mogą być warte w przyszłości (średnia z wycen analityków to 467 dol., najwyższa wynosi 612 dol., a najniższa 200 dol.) oraz rozważania, dlaczego Jobs nie chce z nimi podzielić się choćby częścią pieniędzy.
Można spotkać się z opinią, że dzięki olbrzymim zasobom finansowym Apple ma swobodę w decyzjach, czy to o nowych liniach produktowych, czy o ewentualnych przejęciach, i nie musi liczyć się z opiniami banków, które ewentualnie dawałyby kredyty.