Okazuje się jednak, że urzędnicy potrafią się sprężyć, kiedy trzeba wyjść naprzeciw oczekiwaniom coraz bardziej zniecierpliwionej Brukseli. Z informacji "Rz" wynika, że liberalizacja oraz związane z nią uwolnienie cen paliwa dla odbiorców przemysłowych mogą nastąpić już na początku przyszłego roku.
Skąd to przyspieszenie? Najbardziej prawdopodobna przyczyna to postępowanie wszczęte przeciw Polsce przez Komisję Europejską w związku z utrzymywaniem monopolu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Przyspieszenie prac nad otwarciem rynku wytrąci Brukseli skutecznie argumenty.
Jeśli program wszedłby w życie w kształcie zbliżonym do obecnego projektu, w dużej mierze byłby działaniem na pokaz, które nie przełożyłoby się na realną konkurencję i – strach pomyśleć! – cenową walkę o klienta, co w biznesie zazwyczaj jest standardem. PGNiG musiałby po prostu część surowca sprzedawać na aukcjach, nie w cenach regulowanych. Handlować gazem w Polsce mogłyby też swobodnie zagraniczne firmy. Problem w tym, że ceny np. w Niemczech są wyższe niż w Polsce, a trudno oczekiwać, że E.ON Ruhrgas będzie na większą skalę eksportować gaz taniej, niż może sprzedać na rodzimym rynku. W efekcie polski przemysł, który już dziś protestuje przeciw wysokim cenom surowca, płaciłby jeszcze więcej.
Na takiej "liberalizacji" najbardziej skorzysta PGNiG, który – przynajmniej częściowo – uwolni się spod kurateli temperującego jego apetyty na podwyżki regulatora, nie tracąc jednocześnie dominującej pozycji w branży. Liberalizacja rynku powinna mieć chyba inny cel?