Stabilizację i tak w głównej mierze zawdzięczamy interwencjom banku centralnego na rynku walutowym. NBP od tygodnia trzyma rękę na pulsie, rzucając na rynek waluty w momencie, kiedy złe dane z zagranicy mogłyby wywołać większe zawirowania kursu. W ubiegły piątek uderzenie było mocne i podwójne –euro sprzedawał bank centralny i resort finansów za pośrednictwem BGK. Ten fakt oraz wartość wymiany –dilerzy oceniali ją na0,8 mld euro –spowodowały, że złoty zyskał ok.10 gr do euro.
Ostatnie interwencje były już dużo skromniejsze. Bank miał zaoferować zaledwie20 mln euro. To jednak wystarczyło, aby mimo złych danych makroekonomicznych napływających z gospodarki europejskiej, dotyczących m.in. słabej sprzedaży detalicznej w Niemczech, oraz spadków na europejskich giełdach utrzymać kurs naszej waluty wokolicach4,4zł za euro. Tego typu działania zapewne będą kontynuowane. Bankowi zależy bowiem na poprawie płynności na rynku, a resortowi finansów na umacnianiu naszej waluty. Przy czym i tak najbardziej spektakularne interwencje zostawi sobie na koniec roku. Za wszelką cenę będzie się starał utrzymać kurs złotego z dala od krytycznego poziomu, przy którym groziłoby nam przekroczenie progu55 proc. zadłużenia w relacji do PKB. W efekcie musiałby potem uchwalać kolejny budżet bez deficytu. Na szczęście amunicji nie powinno zabraknąć –według zapowiedzi ministra finansów jest wstanie wypuścić na rynek ok.6 mld euro.