Zgodnie bowiem z zasadami statystyki dwie trzecie danych znajduje się poniżej średniej, a tylko jedna trzecia – powyżej. Oznacza to, że wysoka średnia jest zasługą prawdziwych krezusów. Choćby ze złotodajnych branż (już pracownicy KGHM coś o tym wiedzą...). Krezusi krezusami, ale wzrost płac mamy nominalny. Realnie, czyli po odjęciu inflacji, w grudniu można było (średnio!) kupić mniej. Niewiele, ale zawsze. Nic to, że ceny rosną szybciej, niż się spodziewano.
Ale pracodawcy też mniej chętnie dają podwyżki – bo coraz bardziej boją się pogorszenia swojej sytuacji. Obawy niektórych są jeszcze większe: z coraz większej liczby firm płyną sygnały, że pracownikom „proponuje się" nowe kontrakty. Oczywiście – odpowiednio niższe – i jest to „propozycja nie do odrzucenia". Co zatem może nas czekać w 2012 roku? Wzrost gospodarczy będzie niższy (o ile, dowiemy się za rok...), zatem można przypuszczać, że nastąpi już nie tylko realny, ale i nominalny spadek płacy. Chyba że inflacja zrobi niespodziankę i zejdzie do poziomu – powiedzmy – niecałych 2 proc. (na co bym specjalnie w tym roku nie liczył).
Średnią zakłócą oczywiście krezusi, walcząc (a umieją: paląc opony czy rzucając śrubami) o podwyżki, nie zwracając uwagi na kondycję ich firm. Ale może im się to wszystko nie do końca udać i wreszcie nastąpi to, co niektórzy wieszczą, a wszyscy się obawiają: spadek konsumpcji indywidualnej. Wtedy pewnie wszystko zacznie się walić.