Z jednej strony teoretycznie niezależne i bezstronne, a w praktyce istotnie wpływające na rynki budzą swoimi decyzjami coraz większy niepokój. Z drugiej strony wydaje się, że otoczenie uodporniło się już trochę na ich działania. Obniżenie ratingu kilku krajom 13 stycznia nie zachwiało istotnie rynkami. Czy agencje działają zgodnie z regułami sztuki prognozowania oraz czy w tym zakresie są niezależnymi instytucjami? Odpowiedzi na te pytania określają wiarygodność agencji i potrzebę ich działania.

Poczynania agencji sprawiły, że zaczęły się pojawiać pomysły powołania nowej, europejskiej agencji. Oznaczałoby to tym samym pączkowanie agencji, a nie leczenie problemu u podstaw. Już obecnie działa 28 agencji z 11 krajów (w tym 12 niezależnych od 3 największych instytucji). Ponadto trudno byłoby zapewnić niezależność nowej agencji i zbudować jej wiarygodność, którą buduje się latami. Pojawił się też pomysł ograniczenia roli agencji, a tym samym ratingów w regulacjach nadzorczych. Pomysł wydaje się godny rozważenia, a na tle ostatnich doświadczeń nawet słuszny, tylko z pewnością trudny do wdrożenia – chociażby z tego powodu, iż świat uzależnił się od ratingów.

Należałoby określić, jakie byłyby zalety i wady związane z wyeliminowaniem/zmniejszeniem roli ocen ratingowych. Jako podstawową zaletę wskazać można uniezależnienie się od tych ocen. Jeszcze nie tak dawno wdrożenie ocen agencji ratingowych w miejsce kryterium przynależności kraju do OECD uznawano za sukces. „Sukces" ten podtrzymano zresztą w nowych rozwiązaniach dot. m.in. kapitałów (Basel III i pakiecie CRD IV). Ponadto na tym tle powstaje kolejne pytanie: czym można zastąpić oceny agencji? Nowe rozwiązanie musi być wszechstronne – biorące pod uwagę specyfikę działalności różnych instytucji w prawie wszystkich zakątkach świata i elastyczne – uwzględniające dynamicznie zmieniające się otoczenie. We współczesnym świecie nie jest już możliwe zaproponowanie stałych parametrów oceny ryzyka. Równocześnie nowe kryterium powinno być oparte na w miarę stabilnych parametrach, duża zmienność (np. gdyby myśleć o kursach akcji) uniemożliwi bowiem jego stosowanie w praktyce. Zastanowić się można, czy takim kryterium oceniającym ryzyko niektórych podmiotów, w tym głównie krajów, nie mogłyby być ceny CDS, co w większym stopniu niż oceny agencji ratingowych odzwierciedliłoby rynkową ocenę ryzyka. Zagrożeniem mogłyby być jednak próby manipulowania cenami CDS, co można byłoby ograniczać poprzez notowanie tych instrumentów na rynkach regulowanych. Ale wspomnianą modyfikację trudno byłoby uznać za doskonałą.

Zmiana podejścia generuje koszty i ryzyko, które trzeba pokryć i zabezpieczyć. Czy warto więc ponosić koszty i podejmować ryzyko bez znalezienia dobrego substytutu? Próbując sformułować odpowiedź, powiedzieć można, że „nie", ale nie powinno oznaczać to poddania się, a wskazywać na potrzebę dyskusji na temat alternatywy w stosunku do krytykowanych ocen agencji ratingowych.

Małgorzata Zaleska, członek zarządu NBP, prof. SGH, wiceprzewodni- cząca Komitetu Nauk o Finansach PAN