Wiele wskazuje na to, że opozycja nie dopuści do uchwalenia ustawy podwyższającej wiek emerytalny. To niedobrze, bo ustawa jest potrzebna. Ale jeszcze gorsze jest to, że stanie się tak po „dyskusji", w której przeciwnicy proponowanych regulacji posługują się nieprawdziwymi argumentami. A wykorzystywana przez nich metoda, gdyby się upowszechniła, może doprowadzić do niesterowności i paraliżu państwa.
Skoncentrujmy się na dwóch istotnych w tej materii sprawach. Po pierwsze, dotacja budżetowa do FUS jest równa deficytowi budżetowemu. Jest tak od kilku lat. Zatem z czystej arytmetyki wynika, że dotowanie emerytur jest ściśle związane z bieżącym przyrostem długu publicznego.
Nie oznacza to oczywiście, że społeczeństwo nie może przekazywać więcej pieniędzy weteranom pracy. Ale żeby to zrobić, musi się zgodzić na wyższe podatki, niższe subwencjonowanie innych potrzeb lub wyższy deficyt. Tymczasem opozycja równocześnie krytykuje narastający dług i zamiar zmniejszenia obciążeń budżetu poprzez zmiany w systemie emerytalnym.
Po drugie, w Polsce wiek, w którym kończy się pracę zawodową, wynosi tylko 59,3 roku. Jest w Unii najniższy (podobny wskaźnik mają Węgry i Słowacja). Przeciętnie przechodzimy na emeryturę o trzy lata wcześniej niż Niemcy i o cztery lata wcześniej niż Szwajcarzy.
Bardzo osłabia to argument używany namiętnie przez SLD, że „emerytury nie są kosztowne, bo Polacy wcześnie umierają i krótko pobierają świadczenia". Zresztą argument ten opiera się na wielkim kłamstwie.