Gdy firmy ogłaszają zamiar połączenia lub przejęcia, zawsze budzi to olbrzymie emocje. Akcje uczestniczących w nich firm drożeją lub tanieją w zależności od tego, jak rynek odbiera plany. Po jakimś czasie emocje opadają i zaczyna się szara giełdowa rzeczywistość w życiu niedawnych bohaterów. Nie inaczej było z Sygnity i Alcatel-Lucent.
Sygnity powstało w marcu 2007 roku z połączenia ComputerLandu z Emaksem. Gdy wówczas prezentowano nową firmę inwestorom, na wykresach wszystko wyglądało pięknie. Życie często pokazuje, że w przypadku fuzji dwa plus dwa nie zawsze daje – oczekiwane przez inwestorów – więcej niż cztery. W przypadku Sygnity po latach dwa plus dwa okazało się mniejsze niż dwa.
Droga do 8,2 mln zł zysku netto w 2011 roku była długa, wyboista i bolesna. Zmiany w zarządzie i kolejne plany naprawy sytuacji w firmie, w tym sprzedaż majątku i redukcje zatrudnienia, co jakiś czas budziły nadzieje inwestorów, że niegdyś jedna z największych firm informatycznych w Polsce wreszcie wróci nad kreskę. Przez pięć lat łączna strata firmy wyniosła niemal 250 mln zł.
Im więcej czasu upływało od fuzji, tym mniejsze grono analityków interesowało się spółką. A sama firma się kurczyła. Zarówno pod względem wartości rynkowej i ceny akcji (od fuzji do końca ubiegłego tygodnia spadła o blisko 80 proc.), jak i wartości sprzedaży. W 2007 roku jej skonsolidowane przychody wynosiły ponad 1,2 mld zł. W ubiegłym roku – po wzroście o 8 proc. – tylko 566 mln zł.
Nie inaczej było w przypadku połączenia francuskiego Alcatelu z amerykańskim Lucent Technologies. Firma formalnie powstała w samym końcu 2006 roku. Miała z czasem być największym światowym producentem sprzętu telekomunikacyjnego. I tu wszystko na papierze pasowało. Firmy doskonale uzupełniały się i technologicznie, i regionalnie.